Bartek, uczeń Szkoły Podstawowej w Zalewie, zginął w Iławie pod kołami manewrującego autobusu, który przyjechał, by odwieźć go domu. Prokuratura wyjaśnia okoliczności tragicznej śmierci dziecka. Niewykluczone, że chłopca ktoś wepchnął pod przednie koło. Grupa uczniów z Zalewa w chwili wypadku była bez swojej opiekunki.
Uczeń zalewskiej szkoły podstawowej przyjechał do Iławy na zawody lekkoatletyczne na stadionie przy ul. Sienkiewicza w Iławie.
Zapewne nikt z jego najbliższych nie myślał, że wyjazd skończy się tragicznie. Czy można było zapobiec śmierci dziecka? To pytanie zadaje sobie dziś wiele osób, a odpowiedź stara się znaleźć iławska policja i prokuratura.
POSZŁA DO TOALETY…
– One nie zostały same – zapewnia Joanna Lichacz z Zespołu Szkół w Zalewie, do której uczęszczał zmarły tragicznie 12-letni Bartek. – Opiekę nad naszą 8-osobową grupą na chwilę przejęła nauczycielka z Dobrzyk.
Nauczycielka z Zalewa miała w tym czasie pójść do toalety. Nauczycielka z Dobrzyk (gmina Zalewo) sama miała jednak już pod opieką 17 uczniów ze swojej szkoły, gdy tymczasem zgodnie z prawem podczas takiego wyjazdu na jednego dorosłego opiekuna może przypadać maksymalnie 15 dzieci.
– Była nieformalna prośba nauczycielki z Zalewa, by przypilnować jej grupę. Taka koleżeńska przysługa – mówi Jacek Dobrowolski, dyrektor szkoły w Dobrzykach.
Jednak, jak się dowiedzieliśmy nieoficjalnie, nauczycielka z Dobrzyk, która miała „zerknąć” na uczniów koleżanki, sama znajdowała się z dala od nich. Jak było naprawdę – wyjaśni policyjne dochodzenie.
– Nic nie wiem o tym, by dzieci zostały bez opieki – mówi Irena Piechota, sekretarz miasta i gminy Zalewo, a jednocześnie dyrektor Zespołu Obsługi Szkół i Przedszkoli na tym terenie. – Jeśli tak było, to nauczycielka będzie musiała się pożegnać z pracą.
BEZPIECZNIEJ BYĆ NIE MOGŁO…
– Tego wyjazdu nie nazwałbym nawet wycieczką – komentuje dyrektor Dobrowolski z Dobrzyk. – Dzieci zostały zabrane spod szkół autokarem i zawiezione pod samą płytę stadionu. Bezpieczniejszego wyjazdu chyba nie mogło być.
Autobus na parking przy iławskim stadionie – między główną płytą boiska a boczną, gdzie odbywa się giełda samochodowa – zajechał niecałą godzinę szybciej, niż było to ustalone. Na widok znanego autokaru dzieci podobno miały od razu zbiec z korony stadionu.
– Zbiegły na dół, a Zenek (kierowca – red.), gdy tylko to zauważył, zatrzymał autobus i rozgonił dzieciaki – wyjaśnia Piotr Krajewski, szef firmy przewozowej, której autobus odbierał dzieci z Iławy. – Nauczycielki z Zalewa wtedy niestety tam nie było.
Kierowca kończył już manewry na parkingu – ustawiał autobus przodem do wyjazdu.
– Nie wiem, jak to się mogło stać, to była sekunda – komentuje Krajewski. – Zenek pracuje u mnie prawie 10 lat. Niejedną już wycieczkę obsłużył i potrafił przewidywać różne sytuacje. Nie mam racjonalnego wyjaśnienia. Chłopiec znajdował się w „martwym punkcie”, albo może ktoś z kolegów go popchnął.
Chłopiec wpadł pod prawe przednie koło. Choć autobus jechał z minimalną prędkością, to nie zatrzymał się od razu, gdyż kierowca nie miał pojęcia, że rozjeżdża dziecko. Obrażenia chłopca były tak poważne, że przybyłemu na miejsce lekarzowi nie udało się go uratować.
– Ze wstępnych wyników sekcji wiemy, że dziecko zmarło z powodu wielonarządowych obrażeń, które powstały po przejechaniu go przez autobus – mówi Jan Wierzbicki, prokurator rejonowy w Iławie.
Opiekunki z Zalewa i Dobrzyk oraz kierowca zostali przebadani na zawartość alkoholu w organizmie. Byli trzeźwi.
OPIEKA PSYCHOLOGÓW
Następnego dnia po wypadku (piątek, 10 października) w szkole w Zalewie pracowało czterech psychologów, którzy otoczyli opieką dzieci, nauczycieli i kierowcę autobusu.
– Taką opiekę zaoferowaliśmy także rodzinie chłopca – mówi dyrektor szkoły w Zalewie.
JOANNA MAJEWSKA
Od redakcji: Rodzinie Bartka składamy głębokie wyrazy współczucia.
Parking na iławskim stadionie, niedługo po tragedii