Andrzej Kleina: Miałem ja raz sen...
Chciałbym mieć tak silną wolę jak Kant. Jeden z jego słynnych aforyzmów pt. „Wystrzegać się złych snów” przemawia do mnie bardzo, zważywszy, że mam coraz więcej snów, które po obudzeniu pamiętam. Chociaż najgorsze nawet sny mają u mnie tę dobrą stronę, że budzę się we właściwym miejscu.
Śniło mi się, że jestem własnym przodkiem. Było to bardzo dawno temu. Ewolucja trwała już długo, albo jeszcze dłużej, byłem już człekokształtnym facetem, ale jeszcze skaczącym. Z ewolucjonistki na ewolucjonistkę... Nie tylko z gałęzi na gałąź. Ale zaraz, zaraz, przecież ja ten sen już opowiadałem...
No, więc miałem sen, albo wizję, co kto woli. Na wielkiej, czarnej tablicy widniał skreślony cyrylicą napis: „Piękno kosmiczne dane jest nie tylko przez jedność w rozmaitości, ale także przez rozmaitość w jedności”. Mowę umysłu zdecydowanie wolę od mowy ciała, nic tej ostatniej nie ujmując zbytnio, ale przyznaję, co nieco mnie zatkało.
Błyskawicznie przełączyłem dżojstikiem kanał i znalazłem się w gabinecie... burmistrza Lubawy Edmunda Standary. Tak mi po prostu wyszło... Skoro to takie proste – pomyślałem – to już dzisiaj się cieszę potencjalnym wylądowaniem w gabinecie burmistrza Iławy Jarosława Maśkiewicza. A może i naczelnego redaktora „Głosu Lubawskiego”. Żeby mi tylko jaki erotyk szyków nie popsuł po drodze, bo to jednak wciąga...
Po nieśmiałym szuraniu nogą i przełykaniu śliny pomyślałem, że jest okazja przeprowadzić z burmistrzem Standarą wywiad. Przeto więc zadałem pierwsze pytanie.
Dodam wszakże w tym miejscu, że zadawałem pytania bez kartki. W zasadzie bez przygotowania (co uważniejsi internauci zapewne to wyłapią...). Pochwalę też burmistrza Standarę. Odpowiadał z głowy... I niech nikt nie łapie mnie za słówka, że powiedziałem kiedyś, że jak z głowy, to najczęściej z niczego...
* * *
– Mówi się, że kariera męża jest niemalże jedyną rozrywką inteligentnej żony w małym środowisku. Mówi się też, że bezwolny polityk czy też urzędnik samorządowy jest instrumentem ambicji własnej żony. Jak to wygląda w pana przypadku?
– Zapytajcie moją żonę. Zaraz, zaraz, jaki bezwolny urzędnik? Kogo macie na myśli? Co wy mi tu insynuujecie? Co ja na instrument jaki wyglądam?
– Skoro rozmawiać mamy w kwartecie z żonami, to wy zapytajcie moją. Albo uchylam pytanie. Przepraszam za te fo-pa. Pozwólcie, że zadam następne. W okresie przedwyborczym, wasza tuba prasowa, starszy brat junior, obrażając i deprecjonując konkurencję (nie „deprawując”, jak błędnie napisali) stwierdził, iż „synonimem burmistrza jest ojciec miasta, który zamiast pół litra za pazuchą, ma czułe serce”. Ja z kolei stwierdziłem, że czułe serce być może potrzebne jest pielęgniarce, natomiast burmistrz powinien być inteligentnym i sprawnym menadżerem. Gdzie jest wam bliżej: do pielęgniarki, czy do menadżera? Mnie zdecydowanie bliżej byłoby do pielęgniarki.
– Jeśli ja mam odpowiadać na wasze podchwytliwe pytania, to wy budujcie je krótsze. Człowiek nie jest w stanie wszystko zapamiętać, będąc w określonym wieku i mając tyle na głowie. To tylko u Hemingwaya: stary człowiek i może (u Hemingwaya „morze” – przyp. red.). W życiu to nie takie proste...
– Jednym z waszych haseł przedwyborczych było sformułowanie: „Przed nami jest wiele spraw do rozwiązania”. Czy moglibyście poinformować czytelników Kuriera o jakimś autorskim rozwiązaniu? A nawet jakimkolwiek. I dlaczego mówiliście, że ja razem z wami mam rozwiązywać problemy, za rozwiązanie których wy bierzecie sporą pensję?
– Szkoda, że nie ma z nami sekretarza miasta Macieja Radtke. Nie ukrywam, że zaskoczyliście mnie tym wywiadem. On by wam powiedział o moich autorskich rozwiązaniach. On je lepiej pamięta! On zresztą był od image‘u i promocji wyborczej. Jego spytajcie! On wam powie, którą z „wielu” teraz rozwiązujemy. Ja nie chciałbym się pomylić. Wiecie jak to jest... Ludzie podchwytują usterki i zaraz na języki biorą. On jeszcze więcej by wam powiedział.
– Zdaniem waszej tuby prasowej, zarobki poprzedniego burmistrza były szokująco wysokie. Tuba porównała je do zarobku człowieka „który pracował ponad 30 lat i ma za to 500-700 zł.” Wasze nie są niższe, jak wieść gminna niesie... Rozumiem, że podzielilibyście się z takim człowiekiem, gdyby był w potrzebie?
– Co wy mi do kieszeni zaglądacie. Z nikim nie będę się dzielił. Ja nie odpowiadam za to, co jakieś tuby mówią, nawet rodzinne. Ja tego nie autoryzowałem. Powiem wam więcej, ja tego wcale nie czytałem. Czy ja mam czas na czytanie? Spytajcie Maśkiewicza, czy się z kim dzieli? Albo, czy czyta? Ja dzielę i rządzę w innym makro, a nawet maxi wymiarze.
– Macie za sobą niezwykle pozytywnie nastawioną prasę w Lubawie. Jej nadgorliwość uzewnętrznia się w postaci zmowy milczenia wobec magistratu, wybiórczego dawkowania informacji, czy wręcz przekłamywania... No, bo kiedy lubawski „Głos” pisze, co może zrobić burmistrz, kiedy „grzechy przeszłości ciągną się za Lubawą”, to wasze naczelne hasło wyborcze „Twój kandydat na trudne czasy” jawi się jako żart. Nie wiedzieliście wtedy o grzechach przeszłości? Innym waszym hasłem było: „Nasza młodzież nie może płacić długów ojców”. Kolejnym „Wiedzy nie zdobywa się na kredyt”. Jeszcze innym: „Doceniam pracowitość handlowców i rzemieślników. Podatkowe ulgi potrzebne są również małym firmom”. Pokażcie chociaż ze dwie firmy, której udzieliliście ulgi. Mówiliście też: „Spółdzielcze mieszkania powinny stać się własnością lokatorów. Magistrat musi lepiej współpracować ze spółdzielnią.” Proszę więc o jeden choćby przykład. I jeszcze jeden kwiatek: „Młodzi lubawianie opuszczają rodzinne miasto. Wasze wykształcenie jest nam potrzebne”. Co zrobiliście w tej materii? Ile stypendiów ufundowaliście? Czym przyciągacie młodych ludzi, żeby zostali w Lubawie?
– Proszę pytania przelać na papier. Odpowiem na piśmie w przyszłym tygodniu.
– W skandalicznie wybiórczym tekście „Miliony koło nosa” Błażeja Urbańskiego z „Głosu Lubawskiego”, jawiącym się jako wasz komunikat podpisany przez zaprzyjaźnionego dziennikarza, nie bacznie rozpoczynacie wypowiedź: „Nie wyobrażam sobie...” Czy was nie niepokoi własny brak wyobraźni? Wszak wyobraźnia to inteligencja...
– Pominę to pytanie.
– Może nie powinniście prosić wojewodę o umorzenie postępowania o zwrot dotacji „źle zagospodarowanej” poprzez poprzednika Maśkiewicza. Może nie powinniście myśleć o zaciągnięciu kredytu na jego spłatę, a po prostu wytoczyć proces cywilny Maśkiewiczowi o zwrot kwoty około 250 tys. złotych do kasy miasta Lubawy, skoro nie wiadomo co stało się z tymi pieniędzmi. Opinia powiada, że powinniście tak postąpić, skoro prokurator z urzędu nie ściga tego przestępstwa...
– Pomijam to pytanie, proszę kolejne!
– Mówicie, że „nie możemy wszyscy ponosić konsekwencji tego, co nawyczyniał Maśkiewicz”. Nie wiedzieliście o tym wcześniej? Przyjechaliście do Lubawy z planety Mars? Nie zdajecie sobie sprawy z tego, że ludzie postrzegają to wszystko co mówicie, jako prymitywną wymówkę, mającą usprawiedliwić waszą bezradność i inercję? I czekanie, jak mówią też ludzie, na koniec kadencji, ażeby odejść z niemałą emeryturą...
– Też pomijam. Już wam raz mówiłem, że zadajecie za długie pytania. Dajcie mi je na kartce i ja, z sekretarzem, wam odpowiemy!
– W Lubawie mamy za sobą uroczystość nadania imienia gimnazjum. Została wmurowana tablica upamiętniająca to wydarzenie. Fama głosi, że chcecie zdjąć tę tablicę, ponieważ jest na niej nazwisko dyrektora szkoły, nie ma natomiast waszego. Może dyrektora zostawić, a powiększyć tablicę, żebyście i wy się na niej zmieścili?
– Nie wiem co ten Fama wam naopowiadał? Ja na tak osobiste pytanie nie odpowiadam. Na plotki ja też nie mam czasu. Nie tylko na czytanie. Ale żeby plotki powstrzymać, to ja komunikat wydam. Na tablicy, w urzędzie, żeby było taniej... Wszak ziarnko do ziarnka, a przekroczy się... tfu – zbierze się miarka.
– W prasie ukazało się zdjęcie z tej uroczystości. Nigdzie na nim was nie znalazłem. Może byliście wzruszeni i staliście obok. Ja też jak jestem wzruszony, to robię się mniej fotogeniczny, dlatego unikam. Znalazłem wasze zdjęcie w tej samej gazecie na stronie kroniki towarzyskiej. Byliście na nim z żoną. Wyglądaliście jak z obrazka. Było to ślubne zdjęcie sprzed 40 lat. Złośliwi od razu zaczęli liczyć, ile lat może mieć wasza żona. A kobiety wszak tego nie lubią. Czy nie uważacie, że to zarówno i narcystyczne, a i frywolne co nieco? A może nawet i infantylnie śmieszne?
– Moje zdjęcie jest moim dobrem osobistym. I tym dobrem ja rozporządzam wedle uznania, a właściwie ustaleń z sekretarzem. Miało być zdjęcie, to i było zdjęcie. Na image trzeba pracować. Mrówczo! Bezustannie! Nie życzę sobie więcej pytań. W żadnym temacie. Innym temacie też. A na przyszłość, to proszę o pytania na piśmie. Dzień przed wywiadem. Jestem wzrokowcem. Odpowiem też na piśmie. Albo mój osobisty sekretarz odpowie. Jeszcze to przemyślę. Dzień po wywiadzie.
– Mimo wszystko jeszcze jedno, góra dwa pytania. Niedawno czytałem, że „.historia jest marną nauczycielką”. Tak marną, że aż oczom nie wierzyłem, kiedy czytałem waszą wypowiedź: „Chcąc ubiegać się o dotacje na remonty, kontynuowanie budowy i modernizację placówek oświatowych, musimy przewidziane na inwestycje szkolne 2 mln zł przesunąć z paragrafu do paragrafu”. Przecież to wypisz i wymaluj sytuacja, którą wykreował burmistrz Maśkiewicz przesuwając z paragrafu do paragrafu ulicę w Lubawie, docierając w konsekwencji przed paragraf bez cudzysłowu...
– Wy mnie nie porównujcie do Maśkiewicza. Ja sobie tego kategorycznie nie życzę. I co wy mi tu jakieś moje paragrafy z jego paragrafem porównujecie. Powiem wam w tajemnicy, tak między nami lubawiakami, bo widzę, że niewiele wiecie na ten temat, że w Lubawie niektórzy mówią, a jest ich niemało, że żadnego przesunięcia nie było. Było tąpnięcie! Jak w kopalni. Ale, jako osoba publiczna, więcej wam powiedzieć nie mogę. Kto to wie, co człowiekowi samemu może się przytrafić. Dośpiewajcie sobie sami resztę...
– Leszek Moczulski z wrodzonym sobie wdziękiem i pasją, wyjaśnił znaczenie skrótu PZPR: płatni zdrajcy, pachołki Rosji. Wy też do tego skrótu należeliście, będąc nawet urzędnikiem partyjnym siły przewodniej. Czy „odebraliście to do siebie?”.
– Ja wam powiem krótko. Trzeba przerwać tę waszą napaść na mnie. Co wy sobie myślicie? Że wszystkie rozumy pozjadaliście? Odpowiem wam, a wy mnie za chwilę zapytacie, czy weryfikacji się poddałem? Albo, co z tym cmentarzem komunalnym? Albo dlaczego „Głos” stracił głos na temat magistratu. Nie życzę sobie pytań osobistych. Dobra osobiste prawem są chronione. Jak park krajobrazowy, którego byłem wieloletnim dyrektorem. A w ogóle, to ja na was skargę złożę w Iławie i Olsztynie. W komitecie, czy innej jakiejś redakcji. Kogo oni mnie tu przysłali. Do tej pory, a to już prawie dwa lata, żadnych wywiadów nie było. A jak co, to sekretarz komunikat pisał. Wywiadów im się zachciało! Starszego człowieka tak męczyć. Bez wychowania! A jak mi mówią, co wy piszecie, to wam powiem, że na ścienną, szkolną gazetkę to się nawet nie nadaje...
* * *
I na tym wywiad mi się skończył. Fale REM uleciały... Pozdrawiam w tym miejscu zatroskaną internautkę, martwiącą się o czym to ja mogę pisać! Skończył się też sen właściwy. Wpadła bowiem wnusia i było po ptokach, jak w Poznaniu, mieście mojej młodości, mawiają... Kant tym razem był niepotrzebny.
„Dla kogo ty piszesz?” – zapytał mnie Stachu, patrząc na mnie z niepokojem po pierwszej, wstępnej adjustacji tego tekstu. Ja mu na to: „Ani dla mądrych, ani dla głupich. Ani niskich, ani wysokich. Dla kogo? Dla tych z poczuciem humoru przede wszystkim. Dla tych, co kochają Szwejka i Koszałka Opałka także. Dla tych wychowanych na lapidarnych, celnych i ciętych bajkach Ezopa. Powiem ci więcej. Uważam, iż poczucie humoru powinno być obowiązkiem każdego, nie zaś tylko przywilejem wybranych. Powaga jest tarczą głupców. I najczęściej na niej, a nie z nią wracają...”.
Stary wiedeński głosiciel męskiej supremacji powiadał, że sny to życzenia, które próbują się urzeczywistnić. A jeśli tak, to ja już nic nie rozumiem. Niewykluczone, że moi nowi znajomi z internetu pomogą mi to wyjaśnić. Intelekt bowiem, w większości przypadków, reprezentują niezwykły... Ponieważ nie dane mi było podziękować burmistrzowi Standarze za wywiad w snach, niniejszym to czynię. Sekretarzowi Radtke również przekazuję znak pokoju. Owocnych owoców obu panom życzę...
Po zapoznaniu się z kulinarnym tekstem Leszka Olszewskiego, pomyślałem, że naprawdę należy iławianom współczuć. Shoarma, spaghetti, pizza! Tfuuu!
Zapraszam przeto do Lubawy. Za jedyne 15 złotych polskich można u „Mistrza i Małgorzaty” ze strony 62. carte-menu wybrać co następuje. Sandacz au naturel z wody. No, bo kto słyszał o rybie, co w occie pływa? Filet ze sterleta z szyjkami rakowymi i świeżym kawiorem. Jajka de cocotte w pieczarkowym sosie w kokilce. A może mielibyście państwo coś przeciwko filecikom z drozdów? Z truflami! Albo przeciwko przepiórce po genueńsku? A jazz band? A uprzejmość personelu? A chłodnik printenier w złocie słońca, kontrastujący ze świeżym obrusem? A te łososie, bekasy, a dubelty, a kszyki, a kuropatwy, a przepiórki, a kukliki? A narzan szczypiący w gardle? Wszystko to u „Mistrza i Małgorzaty” w Lubawie!
W Iławie...? Shoarma, spaghetti, pizza... Tfuuu! Teraz wypowiadam kilka nie nadających się do druku uwag...
Com napisał, napisałem...
ANDRZEJ KLEINA