LESZEK OLSZEWSKI:
Panowie radni, weźcie Iławę w swoje ręce!
Jedna z osób, z którą rozmawiałem, posunęła się w swoich rozważaniach o aktualnej sytuacji w mieście do wniosku, iż różnie bywało w przeszłości, ale tak Iława skłócona jak obecnie nie była nigdy! Jest to zupełne i ciężko odchorowywane novum w mikroklimacie tej sympatycznej do tej pory wspólnoty lokatorsko-powierzchniowej. Nie mam tu na myśli jakiejś utopijnej minionej sielanki, ale jakoś zawsze działo się tu tak, że nie miało się ochoty na panujące status quo zwymiotować, przynajmniej gremialnie...
Poharatania i zranienia tej silnej i spójnej jak dotąd tkanki dokonała jedna brzemienna elekcja na zasadzie „Bądź Cudotwórcą!”, która wyniosła na wyżyny ratusza absolutnie niekompetentnego, burkliwego oraz – co się z czasem okazało – dalekiego od kryształowych zasad moralnych człowieka, o pegeerowskiej przeszłości. Asa, który – pomijając wszystko inne – nawet w metodach rządzenia zatrzymał się mentalnie na epoce późnego Bieruta. Ale twardogłowi mają inklinacje do rządów „twardej ręki”, bo gdzie brak argumentów, tam pora na musztrę i strach!
Mijający czas nauczył nas wiele, a najbardziej chyba tych, którzy oddali wtedy głos za „prorokiem-niemową w Lubawy”. Dzisiaj próżno szukać choćby dziesięciu z nich gdziekolwiek, wszyscy tak nagle uszczypnęli się w czułki, by nie przyznać się głośno do popełnionego wówczas faux pas. Oczywiście są wyjątki psioczące na swoje ograniczenia, jeden z nich nawet głośno prosi o przebaczenie i łaskę na internetowym forum www.nki.pl U mnie sprawę masz, chłopie, załatwioną pozytywnie. Zdarza się, byle nie powtórnie!...
Dzisiaj w świetle już zapadłych wyroków więziennych (na razie w zawieszeniu), kolejnych ujawnianych matactw, afer, kłamstw w żywe oczy, a także spodziewanych na marzec karnych kontroli Izby Obrachunkowej, bo umorzyło się na szkodę miasta grube odsetki niewypłacalnemu biznesmenowi (miał ładne oczy i opowiedział dwa kawały?), „kariera” owa zdaje się dobiegać swego nieuchronnego kresu. Tyle, że trzeba trochę „pomóc” jej podmiotowi, bo ten prędzej – wnioskuję – zje worek spleśniałych ziemniaków niż zrezygnuje z comiesięcznych jakże fajnych poborów. Nawet za cenę poniżeń i cyklicznych awantur choćby z coraz bardziej dobitą radą miejską. O nic innego mu nie chodzi – spójrzmy nagiej prawdzie prosto w nagość.
Najgorsze jest jednak w tym wszystkim to, że cały czas usiłuje on tak ukazać swe publiczne sięgnięcie dna, by jasno z całości wynikało, że jest ów darem niebios tutaj, teraz i na wieki jeszcze – amen! Ba, unikatem wręcz, który jak meteor trafił się podupadającej mieścinie Iława. W przeciwieństwie do poprzedniej ekipy, którą przy każdej nadarzającej się okazji opluwa, co mnie np. wprawia w stan lekkiej furii. Śmie zuchwalec ów porównywać swoją zmurszałą i pordzewiałą, posowiecką busolę – z tamtym, miarowo funkcjonującym szwajcarskim zegarkiem! Co za tupet! Nie wiem czy ufa, że odbiorcy tych idiotyzmów odłożyli na czas jego wywodów mózgi do szuflady, jeżeli tak – mamy do czynienia z przypadkiem nieuleczalnym mentalnie. Dlatego trzeba się właśnie z niego wyleczyć! Dziś, jutro, byle zaraz!
Niewiele brakuje wszystkim do szczęścia! Sam pechowiec jak odejdzie, będzie miał zagwarantowane jedno – wreszcie odczepi się od niego w cotygodniowym wymiarze prasa, rodzina mu się uspokoi, którą to błogość przerwą najwyżej kolejne apelacje i odwołania, ale teraz już na swój prywatny rachunek, a nie na rachunek nas wszystkich, iławian – tak pośrednio unurzanych w tym kloacznym błocie. Po wtóre pamięć o nim pewnie zaginie dość prędko, co też niech zważy w kategorii pozytywu, bo pozbieranie tego pogorzeliska wymagać będzie raczej patrzenia co da się jeszcze uratować, niż roztrząsania byłego chaosu. Tak pewno sytuacja się mechanicznie ukształtuje. Pora jednakże na rozprawienie się z jeszcze jednym mitem!
Docierają do mnie sygnały, co dziwne: w 100 procentach pozytywne, że zajmuję swe ostre stanowisko w tak przyziemnych generalnie sprawach (co za czasów pana Adama Żylińskiego nie miało w ogóle miejsca), skąd więc metamorfoza? Ano stąd, iż wówczas nie było nawet 1/1000 powodu, by wątpić w czyste ręce kogokolwiek, zarzucać komuś nepotyzm, łapówkarstwo, fałszerstwo, wzajemne szczucie na siebie, nie mówiąc już o ciąganiu kogokolwiek po sądach – tu nawet nie haczę tokiem myślenia o ex-burmistrza. Z nim się można było nie zgadzać, ale nikt za plecami go nie wyśmiewał, pracownicy ratusza nie błagali o zrobienie czegoś, by się go pozbyć, on gdy zabierał głos, zawsze pobudzał odbiorcę pozytywnie do myślenia. Nawet wiem, że go Iławie szczerze zazdroszczono, teraz chyba wszyscy wiemy dlaczego! Ale dość sentymentów!
Dochodzą mnie słuchy o zbliżającym się przełomowym posiedzeniu rady miejskiej, z szeregów której swoją prywatną statuetkę „Człowieka Zdrowego Rozsądku” przyznaję panu Markowi Polańskiemu. Wiele ostatnio bardzo dobrego o nim słyszałem – i w kontekście zainteresowania się uduszoną niedawno Informacją Turystyczną, i działań na kilku innych poletkach zorientowanych na powrót do normalności. Radnym mam w imieniu tysięcy ludzi do przekazania w tym miejscu jedno – róbcie panowie muszkieterowie co w waszej sprawczej mocy, by uwolnić nas już od „skazanego w zawieszeniu”, który to pan tak ostatnio „skutecznie” acz poniżająco promuje tę osadę. Macie przecież oczy i uszy niezgaszone...
Niech waszym aktualnym, ekspresowym obowiązkiem nr 1 względem ulicy, osiedli i swych cyklicznych wyborców stanie się chirurgiczne usunięcie skazańca ze złotodajnej (na bankowe konto) posady, może jeszcze zanim Polska wejdzie 1 maja do Unii Europejskiej. Z ludźmi bowiem podobnych kwalifikacji można z Europy co najwyżej wypełznąć sutereną w kierunku np. Białorusi lub Korei, nie zaś ubogacać syty Stary Kontynent jakimikolwiek pozytywnymi walorami.
Pan ów minął się z epoką, albo nasiąkł nawykami z innej. My nie – i tu jest absolutny plus, na którym opieram przekonanie, że wspólnym wysiłkiem wyjdziemy w końcu na prostą! Oczywiście zdaję sobie sprawę z wymagań proceduralnych. Ma być referendum – doczekamy, potem wyrzucimy, sprokurujemy nowe wybory i sprawy potoczą się swoim dalszym biegiem demokratycznym. Ja chyba nawet wezmę w nich udział, bo dotychczasowa wiara w triumf mądrości nad swą przeciwnością została w 2002 roku dość dojmująco nadszarpnięta. Słowem lepiej brać sprawę w swoje ręce, niż potem pokutować za komizm werdyktu, jaki niesie urna wyborcza. Raz jej się udało i – jak mawiają na białostocczyźnie – „będzie tego dobrego”! Niech się dzieje!
LESZEK OLSZEWSKI