Dzięki determinacji i taktyce Janusz Dylewski, zawodnik na co dzień trenujący w iławskim klubie MMA Arrachion, na gali mieszanych sztuk walki w Legionowie pokonał doświadczonego przeciwnika. Walkę emitowała telewizja.
Trenerem pochodzącego z Brodnicy fightera, od 3 lat związanego z Iławą, jest Dawid Tarasiewicz. Wcześniej „Dylek” trenował podnoszenie ciężarów, a także walczył amatorsko jako wolny strzelec. Obecnie związany jest z iławską filią znanego w całym kraju Arrachionu. Pokonanie Józefa Warchoła, byłego mistrza świata w kickboxingu i mistrza Europy w boksie, było ogromnym sukcesem. Zapytaliśmy zwycięzcę o wrażenia po walce.
– Jaką strategię przygotowałeś na Warchoła?
– Musiałem wejść jak najszybciej w parter i skończyć walkę, ponieważ lepiej czuję się w parterze, a przeciwnik jest doświadczonym bokserem. Nie trenowałem żadnych sztuk walki typu kickboxing czy judo. Przeszedłem do MMA prosto z siłowni, dlatego właśnie wykorzystałem swoją siłę. Wyprowadziłem dwa ciosy lewe proste i jeden sierp w stójce, wtedy stracił równowagę. Ale gdy zszedłem po nogi (chciał przewrócić przeciwnika łapiąc go za nogi - red.) nie doszło do zejścia w parter. Józek był zaparty. Za drugim razem, gdy zszedłem po nogi, poślizgnąłem się na macie i przeciwnik mógł mnie kopnąć kolanem w twarz, ale nie wykorzystał tego. Dopiero za trzecim razem przewróciłem rywala i już w parterze poszły ciosy na twarz. On wszedł w pozycji żółwia i dostał ciosy boczne, co spowodowało, że oddał mi swoje plecy, więc założyłem mu dźwignię, w wyniku czego odklepał i wygrałem walkę, która trwała ponad dwie minuty.
– Jak to się stało, że swoje życie związałeś z Iławą?
– Zawsze mi się podobało to miasto. W planach od dawna
miałem przeprowadzkę tu lub do Elbląga, jednak wygrała Iława.
– Od kiedy trenujesz MMA? Z jakimi klubami współpracowałeś?
– Przygodę z MMA zacząłem dobre dwa lata temu. Mam na koncie 12 walk, startuję jako MMA Dylek Iława. Wcześniej sam trenowałem z kolegami na stadionie, ćwiczyłem też na siłowni. Gdy pojawił się Arrachion, rozpocząłem poważniejszy trening MMA. Później na chwilę przerwałem treningi walki, skupiając się głównie na siłowni, jednak to mi nie wystarczało. Od trzech lat mieszkam i ćwiczę w Iławie, a od października konkretnie trenuję pod okiem Dawida i startuję w walkach zawodowych. Staram się wykorzystywać każdą walkę, również porażki, które analizuję i poprawiam zarówno technicznie, jak też taktycznie.
– Wolisz walczyć w oktagonie czy ringu?
– Zdecydowanie wolę oktagon, popularnie zwany klatką. Dobrze się tam czuję. Można wykorzystać siatkę podczas przejścia z parteru do stójki. Zdarzają się gale, na których rozgrywane są walki bokserskie, po których dopiero walczą zawodnicy MMA. Wtedy wszyscy walczą w ringu. Jednak tylko klatka pozwala mi tak naprawdę się sprawdzić. To uczucie, kiedy furtka zostaje zamknięta i jesteś sam na sam z rywalem, który chce cię za wszelką cenę pokonać, dodaje energii i adrenaliny.
– Ile czasu spędzasz na trenowaniu?
– W klubie jest superatmosfera i treningi. Ćwiczę na macie trzy razy w tygodniu plus indywidualnie i trzy razy w tygodniu siłownia, a do tego biegam co drugi dzień, czasem zdarza się częściej. Dodatkowo mam w domu worek treningowy, na którym kurz nie osiada. Cały czas spędzam w ruchu, ćwiczę zarówno kondycyjnie, jak i technicznie.
– Jakie masz sukcesy i osiągnięcia sportowe oprócz spektakularnego zwycięstwa z Warchołem?
– Miałem trzecie miejsce w amatorskich Mistrzostwach Warmii i Mazur w Elblągu. Potem startowałem też w Mistrzostwach Polski w Sochaczewie, gdzie miałem złamane żebro, mimo tego zaproponowano mi przejście do walk zawodowych. Tak się zaczęło, walczyłem tam między innymi z Piotrem Lewandowskim z Ostródy. Z każdej nawet najdrobniejszej wygranej się cieszę, a z porażek staram się wyciągać wnioski. Miałem 8 walk przegranych i uważam, że przegrana bardziej uczy niż wygrana, jeśli oczywiście się przeanalizuje błędy i je poprawi w kolejnych walkach.
– Czy twoje umiejętności przydały się kiedyś w sytuacji zagrożenia na ulicy?
– Nic takiego nie miało miejsca. Nie używam siły na ulicy, wolę rozwiązywać problemy za pomocą rozmowy. Rozmowa dużo daje, a przemoc do niczego nie prowadzi. Walczę tylko w oktagonie i na ringu.
– Czy MMA jest kontuzyjnym sportem?
– Miałem kontuzję barku, stawu łokciowego, nadgarstkowego. Jednak uważam, że walka w klatce jest bardziej bezpieczna niż choćby rajdy samochodowe. Ten sport ma określone zasady, na których się opieram. Ważne jest również doświadczenie, jednak czasem zdarza się jakaś awaria, gdy zawodnik nie zdąży odklepać lub sędzia nie zdąży podbiec i trzeba liczyć się z możliwością urazu.
– Co możesz poradzić młodszym zawodnikom, którzy dopiero zaczynają trenować?
– Receptą na sukces jest ciężki trening. Lepiej zaangażować się w jakikolwiek sport niż stać pod budką z piwem. Cokolwiek trenujesz, rób to ze wszystkich sił. Ja wybrałem walki w klatce, ponieważ to lubię i to mnie pociąga. Dlatego też chciałbym zachęcić innych do spróbowania i zaprosić na trening do Arrachionu.
– Czujesz się wzorem dla młodzieży, która ćwiczy z tobą na zajęciach w klubie?
– Nie, absolutnie. Jestem normalnym człowiekiem i nie ma znaczenia, czy wygrywam, czy przegrywam, to nadal jestem taki sam. Miałem dużo różnych przygód, byłem mistrzem w wyciskaniu sztangi, ale nigdy nie uważałem się za kogoś lepszego. Jeśli jest potrzeba, to służę innym pomocą i doświadczeniem podczas treningu.
– Chciałbyś w przyszłości zostać trenerem?
– Nie myślałem o tym. Na razie chcę startować jako zawodnik, póki zdrowie i wiek pozwolą. Zamierzam się bić tylko do czterdziestki. Zostało mi dobre 2,5-3 lata i myślę, że jeszcze zdołam coś osiągnąć w tym sporcie, ponieważ mam wiele propozycji walk.
– Kiedy kolejna walka?
– 8 marca we Wrocławiu stanę do walki z Michałem Piszczkiem. Jestem dobrej myśli. Już odpocząłem po ostatniej walce, wznawiam treningi i przygotuję się jeszcze bardziej. Korzystając z okazji chciałbym podziękować swojej kochanej córeczce Julce, która kibicuje i ogląda wszystkie moje walki oraz za wsparcie ekipie Arrachionu, siłaczom z „Kuźni” i sponsorom.
MARIUSZ BRZOZOWSKI
Na gali w Legionowie Janusz Dylewski (z prawej)
wystartował jako MMA Dylek Iława
Od lewej trener Dawid Tarasiewicz i Janusz Dylewski