ZYGMUNT WYSZYŃSKI
Tadzio Listkowski ma rację. Chodzi mi o przypadek młodego radnego Marcina Woźniaka. Nic mi do zjazdu iławskiego SLD. Relację przeczytałem ze zwykłej ciekawości. Ale zaraz po przeczytaniu pomyślałem, że Piotr Tymochowicz ma cholernie długie ręce, które sięgają aż do Iławy.
Pamiętam przecież, kiedy w końcówce kampanii wyborczej poprzysiągł publicznie Woźniakowi, że postara się, aby jego polityczna kariera została załamana. No i dziś widać, że wcale nie trzeba było długo czekać.
No cóż, znane przysłowie mówi: „Murzyn zrobił swoje, murzyn może odejść”. Woźniak się naszarpał, namęczył – a teraz wypad. W polityce i walce o partyjne stołki nie ma sentymentów – zwłaszcza w iławskim SLD, w którym pod płaszczykiem rzekomej lewicowości bryluje kilka zatwardziałych hien gospodarczych. Ale oliwa, choć może nierychliwa, to jednak – jak już dorwie takiego – jest jak jasna cholera sprawiedliwa.
Wiadomo: w Iławie polityczne karty rozdają teraz ci, którzy broń Boże nie chcą być widoczni. Tymczasem w swoich zakładach stolarskich nawet te nędzne pensje wypłacają ludziom na raty. A niech tylko ktoś spróbuje coś mruknąć, to won i ląduje na bruku. Stąd nie dziwota, że coraz częściej usłyszymy o jakichś tam „przypadkowych” zapruszeniach ognia od np. papierosa.
W tym samym czasie wcale nie przeszkadza im mienić się koalicjantami, zbawcami Iławy, mesjaszami, którzy – tak naprawdę – partykularnie sterują rządami cyrkowego trio trzymanego na krótkim łańcuchu: skoczek Jarosław Maśkiewicz i czajniki, czyli doradcy od siedmiu boleści – Benedykt Dutka i Edward Bojko (zawsze czujni, zawsze schowani, zawsze gotowi kasować kasę i za nic nie odpowiadać). Przedwyborcze obietnice bez pokrycia recytowali wszyscy. Co z tego wychodzi? Już teraz widać wyraźnie.
* * *
Drodzy mieszkańcy Iławy! Mam smutne wieści. Upada tartak przy ul. Sienkiewicza (nazywany miękkim). Prawie 30 osób otrzymało wypowiedzenia z pracy. Oczywiście zwolnienia nie są z winy burmistrza Maśkiewicza, ale na niego spada obowiązek znalezienia dla tych ludzi pracy lub środków do życia, ponieważ sam z dobrej woli obiecywał to mieszkańcom Iławy. Nie zazdroszczę panu burmistrzowi. Jest nad czym myśleć.
Swoją drogą nie mogę zrozumieć jednej rzeczy. Zlikwidowano jeden tartak twardy i wytwórnię półproduktów parkietu. Teraz likwiduje się drugi tartak. W międzyczasie w okolicy Iławy rozpoczęły pracę co najmniej trzy małe prywatne tartaki. Pracują i mają się wcale dobrze. Jak to możliwe?! Coś tu nie gra, tego właśnie nie mogę zrozumieć. Czyżby leśnicy zaprzestali wyrębów? Zapytam wprost: kto na tym zyskuje?
Aż oczy wylazły mi na wierzch, kiedy zobaczyłem w „Nowym Kurierze” tabelkę z informacją, że upadający tartak dostał od burmistrza Maśkiewicza na dokładkę prezent: zwolnienie z podatku. Brawo, to się nazywa premiowanie dołujących firm!
Kilka stron dalej czytam, że na ulgi mogą liczyć tylko ci, którzy zainwestują i stworzą nowe miejsca pracy. Tak więc jedno się kupy z drugim nie trzyma. Paranoja? Wcale nie! Po prostu coś tu śmierdzi... Bardzo ciekaw jestem, ile to miejsc pracy stworzyła taka Ewa Welzant, albo Stanisław Czajka – bo też otrzymali od burmistrza prezenty podatkowe o bardzo znacznej wartości (oczywiście z naszych kieszeni...).
* * *
Rozmawiałem nie dawno z bardzo wzburzonym kolegą. Z Torunia do Iławy jechał samochodem ponad pięć godzin. Śpieszył się, bo ma w domu chorą żonę. Blokada na drodze w Kowalewie Pomorskim i druga w małej wsi skutecznie przyhamowały pośpiech. Pomimo, że tłumaczył blokującym powód dla którego się spieszy, nikogo to nie obchodziło.
Ja rozumiem rozżalenie rolników, ale przecież to nie przeciętni ludzie z Iławy ich krzywdzą. Więc czemu przeciętny człowiek ma za to ponosić konsekwencje? To chyba trochę tak, że kowal zawinił, a szewca wieszają.
Gdyby blokowano rozjazdy służbowe premiera Millera lub ministrów, to byłoby zrozumiale. Gdyby blokowano biura terenowe SLD, to też byłoby do przyjęcia. Gdyby zablokowano szefa Samoobrony pod jego domem (jako cichego koalicjanta SLD), to mam wrażenie, że nikt by tego nie kwestionował. Czemu całe społeczeństwo ma ponosić konsekwencje sporu rolników z rządem? Mam wrażenie, że szefowie partii rolniczej mają tyle wspólnego z rolnictwem, ile ja z grą na organach kościelnych.
W PRL-u lansowano hasło sojuszu robotniczo-chłopskiego. Wiadomo jaki był dobrobyt i co z tego wyszło. A czy teraz to nie jest to samo? Ten sam sojusz, tylko życie jakby na odwrót. Przedtem rolnik żył jako-tako. Robotnik miał gorzej, bo kupił tylko to, co na kartki. W dzisiejszym sojuszu jest odwrotnie. Robotnik jeśli ma pracę, to żyje jako-tako. Za to całkiem przegrane ma rolnik. Coś w tym musi być, że ten sojusz nie wychodzi i nie sprawdza się.
Ot symbolika sierpa i młota... Pytano kiedyś radzieckiego sportowca, rekordzistę rzutu młotem: jak on to robi, że tak daleko tym młotem rzuca. Ten odpowiada: dajcie mi sierp, to będę rzucał jeszcze dalej.
Pan Kołodko obiecuje nam reformę finansów państwa. Z przykrych doświadczeń wiemy, że każda reforma zawsze uderzała w społeczeństwo. A już pan Kołodko na pewno nie wymyśli nic dobrego, skoro kilka jego pomysłów zostało przez Trybunał Konstytucyjny wrzucone do kosza.
* * *
W naszej kochanej Iławie jakby mało jeszcze było kabaretu... Oj, przepraszam! To już bardziej zakrawa na cyrk jako, że magicy wstępują w cyrkach. To, że w średniowieczu szukano kamienia filozoficznego, aby ołów zamienić w złoto, to jeszcze można zrozumieć. Ale żeby w XXI wieku zamieniać czarne papiery w zielone, to się nie mieści w pale. Oj Zygmunt...
Ale to twoja strata, a dla sąsiadów i znajomych temat do kpin. Ciekawe tylko, że skoro brałeś w tym udział, to dlaczego temat umorzono? Prędzej czy później sprawiedliwość cię dopadnie.
* * *
Osoba publiczna, nowy burmistrz miasta, zajmuje się czarną magią? W to bym nigdy nie uwierzył. Ale wierzyć muszę, ponieważ wcale nie jest to plotka rodem z magla, ale konkretne zarzuty stawiane przez Prokuraturę Rejonową w Iławie. A w to wierzyć muszę.
Zwykło się zazwyczaj usprawiedliwiać jakieś postępki (nie zawsze zgodne z prawem) mówiąc, że cel uświęca środki. I to też można by było zrozumieć. Ale nie mogę zrozumieć hipokryzji. Fakty? Proszę bardzo.
Pamiętacie co się działo u poprzedniej kadencji? W większości milczący radny Maśkiewicz zarzucał burmistrzowi Żylińskiemu, że zezwolił na budowę domów przy ul. Grunwaldzkiej przed prawnym uregulowaniem stosunków własnościowych gruntu. Nie przyjmując wyjaśnień, że sprawa ta zostanie załatwiona jeszcze przed zakończeniem budowy.
Okazuje się, że można grzmieć świętym oburzeniem na innych. Ale dziś jest to jasne: była to perfidna gra wyborcza. Szkoda, że w tym czasie tak niewielu mieszkańców Lubawy, a przede wszystkim Iławy, wiedziało o tych iluzjonistycznych zdolnościach pana Maśkiewicza.
Na dzień dzisiejszy nie wiemy jak zachowa się burmistrz. Ja wiem jak powinien zachować się człowiek uczciwy, człowiek honoru. Wiem również jak powinna się zachować partia polityczna w stosunku do swojego członka, któremu ostatnio udzieliła nawet... rekomendacji.
Człowiek oskarżony to jeszcze nie skazany. Istnieje przecież domniemanie niewinności. O tym zadecyduje sąd. Tutaj przypomina mi się stare żydowskie powiedzenie: „Z Ickiem nie warto robić interesów – mówił Mosiek do Izaaka”. Ja nie wiem czy burmistrz coś tam zmalował wcześniej w Lubawie, ale smrodek pozostanie. Nie rozmawiamy o plotkach w parku miejskim, tylko o bardzo poważnych zarzutach Prokuratury Rejonowej w Iławie. Prokurator, czyli oskarżyciel publiczny, to już nie są żarty.
Deser na koniec. W radiu słyszałem wywiad z burmistrzem Maśkiewiczem. Żalił się biedaczek, że po Iławie ktoś rozpuszcza na jego temat takie straszne plotki: że wcześniej namieszał w Lubawie, że przekręty, że musiał uciekać do Iławy, że teraz dopadli go prokuratorzy itd. A mnie się zdaje, że to nie kto inny jak właśnie on zbudował swoją kampanię na perfidnych kłamstwach i plotkach – jak za najlepszych komunistycznych czasów. Przysłowie aż samo ciśnie się na usta: „Kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie”.
ZYGMUNT WYSZYŃSKI