Basia, gdy tylko zauważyła pożar, rzuciła wszystko, by ratować cielaki. W sekundzie ogień zajął stumetrową wiatę, pod którą była zgromadzona słoma i siano dla bydła. Chwile potem obora z cielakami runęła jak domek z kart. Dwa dni po pożarze jeden z psów zaczął straszliwie wyć, a potem zerwał się z łańcucha – ogień znów pokazał swój pazur.
– To był ułamek sekundy – mówi Barbara Rochewicz z Jamielnika. – Nagle wyrosła nad wiatą czerwona łuna. Mąż jest strażakiem, naczelnikiem OSP Jamielnik i od razu ruszył do gaszenia. Zbiegło się pełno ludzi, ale wiatr był tak silny, że ciężko było opanować ogień. Nawet to, że mamy w podwórku hydrant i sprzęt strażacki, nam nie pomogło. Ogień zaczął podchodzić pod dom i dużą oborę, gdzie mam krowy mleczne oraz byki. Mała z cielakami już się paliła…
BYDŁO NAJWAŻNIEJSZE
– Nie patrzyłam na nic, pod nogami i nad głową miałam ogień, musiałam ratować cielaki – opowiada dalej kobieta, która ma poparzoną prawą stronę głowy, ucho i nadpalone włosy. – Były wystraszone i niektóre nie chciały wychodzić. Teraz robię im opatrunki, bo są poparzone. Moja głowa i ucho się zagoi, włosy miałam w koka zwinięte, więc na szczęście ogień ich nie zajął.
– Na miejsce tego pożaru przyjechały 3 zastępy straży z Nowego Miasta Lubawskiego oraz 10 straży ochotniczych – mówi Michał Błaszkowski, oficer prasowy nowomiejskiej straży pożarnej.
Na razie gospodarze ustawili prowizoryczną oborę dla uratowanych cielaków, ale niedługo kilka jałówek będzie się cielić i nie ma w niej miejsca dla kolejnych zwierząt.
DESKI NA BUDOWĘ, CZY KSIĄŻKI
Synowie Rochewiczów: Krystian, Olek i Paweł wciąż zaglądają do cielaków, pomagają rodzicom uprzątać pogorzelisko. Dwie najmłodsze córeczki: Julia i Andżelika są u cioci. Nie wiedzą, co tak naprawdę się stało.
– Gdy wybuchł pożar, bawiły się koło domu – wspomina matka piątki dzieci. – Są zbyt małe by to zrozumieć…
Basia ma teraz wielki dylemat – kupić chłopcom wyprawki do szkoły, czy deski i cegłę na budowę obory.
– Nie wiem, co robić – stwierdza. – Ważne, że żyjemy, bydło jest całe, ale skąd teraz wziąć pieniądze na odbudowę? Do tego nie mam siana dla bydła, wszystko spłonęło. Także opał na zimę, jaki mieliśmy pod wiatą.
CHWILE GROZY RAZ JESZCZE
Dwa dni po pożarze ogień znów zaczął podnosić się na pogorzelisku.
– Pies zaczął strasznie wyć, a potem zerwał się z łańcucha i uciekł – opowiada Olek.
– Szarik wyczuł dym – wtrąca Basia. – Resztki słomy na pogorzelisku zaczęła się tlić i znów pojawił się ogień. Ten nasz biedny psiak, uchronił nas ponownie od ognia. Ugasiliśmy go od razu.
– Wciąż ustalamy przyczynę pożaru – informuje Błaszkowski z PSP.
– Samozapłon pewnie – kończy Basia. – Słoma potrafi sama się zapalić, gdy jest gorąco.
JOANNA MAJEWSKA
Basia pokazuje, jak ogień przenosił się na inne budynki. Dachówka domu zaczęła już pękać, a jej ulubiony krzew czarnego bzu stanął w ogniu. – Teraz będę chodziła do lasu
po owoc bzu, by zrobić dzieciom soki na zimę
Chłopcy doglądają młode cielaki wyrwane z ognia.
Miniony piątek był dla całej rodziny tragedią,
która w oczach dzieci zostanie na wiele lat
Olek i Szarik, który uratował rodzinę przed kolejnym pożarem
Wiata, pod którą była słoma i siano runęła,
tak samo jak obora, w której były cielaki
MOŻESZ POMÓC
Jeśli chciałbyś pomóc pogorzelcom – rodzinie Barbary i Kazimierza Rochewicz – skontaktuj się
z nimi pod numerem 0605 289-346. Najbardziej potrzeba materiałów budowlanych i siana dla zwierząt, a także opału na zimę, która już za pasem.