Dziwne zdarzenie przy ul. Ostródzkiej w Iławie. Podpity nastolatek skoczył na maskę jadącej hondy. Co wydarzyło się później? Wersje poszkodowanego kierowcy oraz 20-latka, który skoczył i jego kolegi różnią się diametralnie...
Do zdarzenia doszło w niedzielę 16 września po godzinie 7 rano na ul. Ostródzkiej. Na szybę osobowej hondy, którą kierował pan
Maciej (36 l.), wskoczył młody mężczyzna.
– Jechałem jakieś 40 km/h. Zwróciłem uwagę na idących po chodniku dwóch młodych ludzi. W pewnym momencie jeden z nich zaczął biec, a gdy był na wysokości mojego samochodu, skręcił na jezdnię, wybił się nogami z pasa zieleni, w powietrzu zwinął się w „kulkę” i spadł na przednią szybę mojego auta – relacjonuje poszkodowany.
To był dopiero początek...
– Nim zdążyłem wyjść z auta, on już stał na chodniku. Nie wiem jakim cudem nie doznał obrażeń. Byłem zupełnie zdezorientowany. Krzyknąłem do niego: „Co ty człowieku zrobiłeś”, a on mi odpowiedział „Chciałem się zabić” i zaczął uciekać.
Poniżej relacja kierowcy. Zdanie drugiej strony publikujemy w ramce obok.
CIOS W TWARZ
Pan Maciej rzucił się w pościg za chłopakiem. Gdy go dogonił, napastnik uderzył 36-latka w twarz.
– Ten cios na tyle mnie zamroczył, że ukląkłem. Zanim zdążyłem się podnieść, podbiegł ten drugi i obaj zaczęli mnie kopać – opowiada.
Mężczyzna jest słusznej postury, dlatego nie miał większych problemów w przeciwstawieniu się napastnikom. Jednego z nich przytrzymał i przyparł do ogrodzenia posesji. Co w tym czasie robił drugi?
– Zbierał moje rzeczy, które wypadły mi z kieszeni rozerwanej w trakcie szamotaniny: klucze, portfel, telefon i tysiąc złotych w gotówce, które wiozłem dla brata. Zabrał pieniądze, telefon i uciekł – twierdzi 36-latek.
UKRYLI SIĘ W MOKRADŁACH
Przytrzymywany chłopak zdołał się wyrwać z rąk mężczyzny i pobiegł za swoim kompanem. W tym czasie na całe zajście najechał brat pobitego. Odciął napastnikom drogę ucieczki i jednego z nich obezwładnił.
– Wtedy obaj zaczęli krzyczeć, żebyśmy ich zabili. Nie wiedzieliśmy co robić, dlatego puściliśmy tego przytrzymywanego i staraliśmy się stać od nich z dala – opowiada pan Maciej.
W tym czasie rozległ się dźwięk syren policyjnego radiowozu. Napastnicy uciekli w kierunku gęsto zarośniętego bagna przy ul. Odnowiciela. Podczas ucieczki wyrzucili skradziony telefon.
Poszkodowany kierowca mówi, że są świadkowie, którzy potwierdzają jego wersję wydarzeń.
ZARZUT POBICIA
Ten, który wskoczył na szybę hondy, to 20-letni Artur M. Drugi to 18-latek Mateusz Z. Obaj mieszkają w Iławie. Policjanci zatrzymali ich po półtorej godziny poszukiwań. W momencie schwytania byli pod wpływem alkoholu.
Usłyszeli zarzut pobicia, za który grozi do 3 lat więzienia. Obecnie znajdują się na wolności. Policjanci nie wykluczają jednak, że zatrzymanym powiększy się liczba zarzutów – tym bardziej, że pobity zgłosił policji kradzież tysiąca złotych oraz próbę kradzieży telefonu.
– Trwają czynności zmierzające do ustalenia szczegółowych okoliczności zdarzenia – informuje Justyna Zapadka z iławskiej policji.
Prokurator rejonowy Jan Wierzbicki powiedział nam, że obecnie przeciwko podejrzanym nie jest prowadzone żadne inne postępowanie.
Do tematu wrócimy.
MARIUSZ BRZOZOWSKI
KRYSTIAN KNOBELZDORF
RADOSŁAW SAFIANOWSKI
Po zdarzeniu pan Maciej nie miał pojęcia,
co tak naprawdę się stało
Policjanci znaleźli podejrzanych w pobliskich mokradłach
Relacja Artura i Mateusza
Nie okradliśmy go!
Zupełnie inną wersję tego, co wydarzyło się na ul. Ostródzkiej przedstawiają podejrzani, którzy zgłosili się do redakcji Kuriera. Artur M. rozpoczął relację z zajścia od momentu, gdy już wykonał skok na maskę (nie zaprzecza). Jak mówi, zrobił to z powodów osobistych.
– Jak wstawałem z chodnika, widziałem jak pan [nazwisko do wiadomości redakcji – red.] do mnie podbiega. Krzyczał, co ja odpier*** i zaczął mnie bić. Po chwili dobiegł Mateusz i zaczął go odciągać. Potem zaczęliśmy uciekać w ul. Zieloną. Mateusz biegł pierwszy, ja drugi. Po pewnej chwili, gdy byłem na zakręcie, odwróciłem się i dostałem taką plombę, że praktycznie znalazłem się na glebie. Ktoś nogą nacisnął mi na klatkę piersiową no i zacząłem krzyczeć, żeby zrobił to, co ma zrobić. Po jakimś czasie się odsunęli we dwóch (pan Maciej i jego brat – red.) i zaczęliśmy uciekać. I to wszystko. Później policja nas złapała i to cały przebieg wydarzeń. Na pewno nie zrobiłem tego po to, by go okraść. Nie jestem jakimś kaskaderem. To jest nie możliwe. Jak ktoś chce kogoś okraść, to nie rzuca się na maskę jadącego samochodu. Gdy było już po wszystkim, chcieliśmy jak najszybciej się stamtąd wydostać. Wystraszyliśmy się.
– Sygnałów nadjeżdżającej policji? – dopytujemy.
– Nie. Tej całej sytuacji. Gdyby ktoś pana bił, to dalej by pan leżał?
– Policyjne sygnały widzieliśmy dopiero, gdy byliśmy już schowani na bagnach. Nawet nie wiedzieliśmy, że policja jest za nami. To tam nas złapali – wtrąca się do rozmowy Mateusz.
– A pobicie kierowcy? – pytamy dalej.
– Nie można czegoś takiego wymyślić, zanim przyjedzie policja? – pyta retorycznie Artur M.