Przygotowywałem się do rozmowy z Ryszardem Zabłotnym, starostą iławskim, na 2-tygodniowym kursie usuwania wad wymowy. Po powrocie dowiedziałem się z lokalnej prasy, że zarówno Lubawa, jak i Iława wciąż kuśtykają. Na początku spotkania zagaiłem starostę niczym w atmosferze szczerej, partyjnej egzekutywy: „Patrząc na pana, wiem już, jaki tytuł dam naszej rozmowie: władza odmładza. Nie ukrywam, że z zazdrością to mówię!”. Ale starosta nie dał się sprowokować. Wiadomo, polityk!
KLEINA: – Kiedy tak napadają pana przeróżne frędzle, czyli częstokroć naprędce i byle jak, jak ja, przyuczeni do fachu, żurnaliści, nie ma pan ochoty powiedzieć: „Wypierdalać! To teren prywatny!”.
ZABŁOTNY: – Mój ogródek wewnętrzny jest dostępny dla wielu ludzi. Trzeba tylko ich lubić, a ja lubię.
– Startował pan w wyścigu „Kuriera” pt. „Człowiek Roku 2004”. Ba, startował: wygrał! Czyli żeby wygrać, wystarczyło, „aby Rysiek był porządnym chłopem”, jak sam pan kiedyś nację Ryśków scharakteryzował?
– Nie mnie to analizować. Ludzie mnie ocenili, pozwolili mi wygrać, bardzo się z tej wygranej, nie ukrywam, cieszyłem...
– Kiedy widziałem pana tu i tam krzątającego się pracowicie w doskonale leżącym garniturze, pomyślałem, że niezwykle ozdobny z pana mężczyzna... Mam odrobinę racji, że starosta powiatu to taka dekoracyjna przede wszystkim funkcja?
– Jeśli dekoracyjność rozumieć jako utożsamianie się z firmą, to jest rzeczą naturalną, że dla jej obrazu na zewnątrz należy być dekoracyjnym.
– Do 2002 roku był pan kierownikiem Zakładu Komunikacji Miejskiej w Iławie. To i pewno autobusem do tyłu potrafiłby pan pojechać?
– Nie! Autobusem z ludźmi się nie cofa.
– Na starostę powiatu wykreowało pana SLD. Różni różnie skrót ten tłumaczą. Jedni mówią „Schylony Las Drzew” a inni „Sojusz Lewizny Demagogicznej”. Czy byłby pan w stanie zaakceptować stwierdzenie „Sojusz Lewizny Dynamicznej?” Wszędzie was bowiem pełno. Na liście Wildsteina też!
– Sądzę, że na liście Wildsteina znajdują się nie tylko lewicowcy, ale też prawicowcy i nic w tym odkrywczego. A propos. Pański kolega z „Kuriera”, Radek Safianowski, wiosną zapytał mnie w sposób niezwykle wyważony i elegancki, czy „Ryszard Zabłotny z listy to ja?”. Odpowiedziałem, bo innej odpowiedzi być nie mogło, że to nie ja. Od kilku miesięcy natomiast w innej pseudoprasie, wręcz jak w gadzinówce – w sposób ordynarny, wręcz chamski – imputowano mi, że to jednak ja i bezceremonialnie wywoływano mnie do tablicy. Nie ukrywam, że mam teraz sporą satysfakcję, demonstrując na forum publicznym moje zaświadczenie. Zastanawiałem się przy okazji, skąd ludzie biorą w sobie tyle radości z cudzego nieszczęścia? Nawet jeśli jest tylko wyimaginowane...
– Niemcy zjawisko to nazywają „schadenfreude”. Polacy niezwykłą uciechę posiadają z cudzej krzywdy czy niepowodzenia. Zostawmy... Czy jest w pańskim życiu coś, czego się pan wstydzi?
– Jestem przekonany, że nie muszę się niczego wstydzić... Powiem więcej. Nie przegrałem życia.
– Mówił pan nie tak dawno w „Kurierze”, że kroczy przez życie z myślą: „Aby zdobyć wielkość, człowiek musi tworzyć, a nie odtwarzać”. Charles de Gaulle mówił natomiast, że wielkość to droga ku czemuś, czego się nie zna. Kiedy wszystko się wali i człowiek zastanawia się nad decyzją, trzeba patrzyć w kierunku szczytów. Nie ma tam tłoku! Czy można mu przyznać odrobinę racji? Skoro jest pan twórcą a nie odtwórcą, dowody proszę.
– Zawsze byłem członkiem jakiegoś zespołu, nawet wtedy, kiedy piastowałem kierownicze funkcje. Dowodów naszej twórczej działalności jest mnóstwo. Kłopotliwą i niezręczną jest jednak publiczna samoocena. Absolutnie odmawiam sobie prawa do przechwalania się, to nie moje zadanie ani rola.
– Za władzą stoi podobno arogancja.
– Sądzę, że ostatnią moją cechą osobową byłaby arogancja. Jest mi bardzo niezręcznie o tym mówić, ale raczej widzę u siebie takie cechy jak uczciwość i skromność.
– Kadencja powoli się kończy, do emerytury jeszcze daleko. Ma pan przygotowane miękkie lądowanie?
– Nie myślę o tym.
– Powiada się, iż podstawową jednostką monetarną w systemie walutowym polityka i urzędnika nie jest dolar ani euro, a jest nią… przysługa! Maklerem władzy jest ten, kto potrafi zebrać wielką liczbę należnych rewanżów od koterii potężnych ludzi, a potem użyje zebranych przysług wzajemnych, by załatwić interes. Mówią w Iławie, że Adamowi Żylińskiemu robotę pan załatwił. Będzie rewanż?
– Zapomnieli już, że najpierw mnie Żyliński robotę „załatwił” w autobusach... Poważnie jednak. Być może Adam Żyliński uwierzył wtedy we mnie i moje możliwości. Ale nie było z mojej strony rewanżem zaoferowanie mu pracy dyrektora „pośredniaka”, bo był na tyle dobry, że nie wolno mi było nie „wykorzystać” go. Powiatowy Urząd Pracy zarządzany przez Żylińskiego funkcjonuje na bardzo wysokim poziomie.
– Poprosiłem kiedyś rozmówcę, ażeby dokończył początek zdania: „Gdyby tylko...”. Odpowiedział mi, iż do treści wywiadu nic by to nie wniosło i poprosił o odpuszczenie tego pytania. Powiedział też, iż na jego gust początek tego zdania jest niefortunny stylistycznie. Mimo iż o gustach dyskutować nie należy, zażalenie zgłosiłem do twórcy tego testu projekcyjnego. Dla niedouczonego gościa, jakim ja jestem, był to problem stresujący nie lada. Proszę pana o dokończenie zdania: „Gdyby tylko...”
– Gdyby tylko możni tego świata chcieli naprawdę pomyśleć o młodym pokoleniu, mieszkającym w Bądkach, Jawtach, Lubnowych, Makowie, Siemianach, Czerlinie i w wielu innych małych grajdołkach, przywożonym do szkół autobusami, to byłbym bardziej spokojny o przyszłość Polski powiatowej w XXI wieku.
– Adam Żyliński zauważył, iż dzisiejsze „osiągnięcia” samorządu iławskiego budzą w nim rozbawienie, bo jego następca zaledwie przejada pomysły, projekty i pieniądze wypracowane przez poprzednią ekipę, a jedynym, co Maśkiewicz naprawdę autorsko wybudował od zera dla iławian, jest... cmentarz. Ma pan podobne odczucie?
– Niestety tak!
– Śledzę lokalną prasę, słyszę wypowiedzi zwykłych ludzi, radnych. Jawi mi się taki, niestety, mało pozytywny i ponury wręcz obrazek walki: Maśkiewicz kontra Zabłotny.
– Ja z nikim nie walczę. I nie czuję takiej potrzeby. W starostwie nie ma politykierstwa, realizuje się konkretne zadania, nie ma konfliktów. A w ratuszu miejskim?... Powiem tak: dzisiejsze negowanie dokonań poprzednich ekip jest barbarzyństwem. Majowie twierdzili, iż rozwój tworzy się przez kontynuację... Jarosław Maśkiewicz wystrychnął na dudka wszystkich: mnie, najbliższych współpracowników, swoje zaplecze polityczne i niestety wielu mieszkańców Iławy, którzy wspaniałomyślnie udzielili mu kredytu zaufania.
– Mówiło się do niedawna o pańskim starcie w wyborach parlamentarnych. Mówiło się też, że nie ma pan poparcia u wierchuszki województwa i to między innymi spowodowało pańskie wyautowanie...
– Nie jest prawdą, że nie miałem poparcia, bo miałem. Poza tym to ocena elektoratu jest ważniejsza niż gabinetowe kalkulacje. Wyautowanie jest niezwykle prozaiczne, bo twardo stąpam po ziemi. Przede wszystkim nie mam aspiracji sejmowych. Po drugie zaś, nie stać mnie na niezwykle kosztowną kampanię wyborczą.
– Dzięki za rozmowę. Szkoda, że nie chce pan startować jednak na posła. Mój głos miałby pan na pewno... I przed wnuczką mógłbym się pochwalić, że z posłem gadałem.
Rozmawiał:
ANDRZEJ KLEINA
Zdjęcie: Jarosław Synowiec
Ryszard Zabłotny: – Twardo stąpam po ziemi.
Przede wszystkim nie mam aspiracji sejmowych.
Po drugie zaś, nie stać mnie na niezwykle
kosztowną kampanię wyborczą.