„Co nie zabije, to wzmocni” – powiedział burmistrz Zalewa Marek Żyliński, gdy na sesji Rady Miejskiej pojawił się Bogusław Lech, właściciel spalonego zakładu drobiarskiego „Lech-Drób”. Cała społeczność miasteczka przekonuje się dziś, jak ważna jest solidarność.
Podczas sesji miejskiej rady w Zalewie gościł Bogusław Lech, współwłaściciel firmy Lech-Drób, która spłonęła pod koniec listopada 2015 roku. Ogromny pożar gasiło ponad 20 jednostek straży pożarnej.
– To, co nas spotkało, to nie tylko dramat nas – właścicieli, ale też pracowników – powiedział Lech. – Firma zatrudnia ponad 550 osób. Dziś ci ludzie ciągle są naszymi pracownikami. Niektórzy są na urlopach, inni wzięli urlopy bezpłatne, niektórzy na czas odbudowy będą pracować w innych firmach.
PROBLEM NA MIARĘ EUROPY
Właściciel dodał, że na skutek pożaru poszkodowane są też inne, polskie i europejskie firmy.
– Zakład zwoził kurę z całej Europy – dodał. – Przerabialiśmy dziennie 200-250 ton kury. To około 14-15 ciężarówek. Zakład pracował na 3 zmiany. Na skutek pożaru ucierpiały inne firmy, bo rynek nie był w stanie przyjąć takiej ilości żywca, który został. Dzień przed pożarem cena kury rosołowej wynosiła 1,50-1,70 zł i spadła do zera. Kura mięsna z 2,20 zł spadła do 40 groszy.
Bogusław Lech cieszył się, że pracownicy zadeklarowali pomoc w odbudowie firmy, ale przyznał, że nie będzie to proste.
– Dziękuję burmistrzowi, który już rano po zdarzeniu deklarował pomoc w odbudowie firmy – kontynuował Lech. – Nie ma żadnych przepisów, które mogłyby chronić naszych pracowników w sytuacji takiego kataklizmu. Na co najmniej rok mnóstwo ludzi straciło pracę. Z punktu widzenia firmy najlepiej byłoby ogłosić upadłość. Wówczas państwo przejęłoby obowiązek wynagrodzenia dla pracowników. Firmę jednak chcemy odbudować, więc państwo nie przewiduje takiej pomocy.
Lech wyliczył, że utrzymanie 550 pracowników to koszt 200 tysięcy zł dziennie.
– W tej chwili prowadzimy rozmowy w sprawie wynajęcia jakiegokolwiek zakładu, by część ludzi mogło w nim pracować – dodaje Lech. – Jednocześnie próbujemy uruchomić to, co nam zostało tutaj, w Zalewie. Tu jednak też przepisy nas ograniczają. Jeśli uda nam się pokonać te trudności, to 1 stycznia co najmniej 70-80 osób będzie mogło wrócić do pracy.
20 osób rozwiązało umowy z firmą Lech-Drób i znalazło pracę gdzie indziej.
PROŚBA O POMOC
– Napisaliśmy już do burmistrza wniosek o umorzenie podatku lub rozłożenie go na raty – kontynuował właściciel firmy. – Jeśli będzie taka możliwość, to będę bardzo wdzięczny, bo każde pieniądze są dla nas ważne. Koszt odbudowy zakładu opiewa na 30 milionów. Nadchodzący rok będzie dla nas trudny, ale miejmy nadzieję, wszystko się ułoży.
Burmistrz Marek Żyliński cieszy się z siły, jaka jest we właścicielach Lech-Drobu.
– Pukam do wszystkich drzwi i staram się na miarę swoich możliwości i kompetencji pomagać w formalnościach związanych z odbudową firmy – powiedział Żyliński. – Tu oprócz całego dramatu i tragedii tego wydarzenia jest potężna wartość edukacyjna, wartość solidarności, poczucia, że wspólnymi siłami da się to wszystko odbudować.
Burmistrz dodał, że problem w gminie Zalewo dotyczy nie tylko podatków, ale też straty w obrotach zakładu komunalnego, który odbierał od firmy ścieki.
– Chylę czoła przed determinacją właścicieli i dziękuję za deklarację odbudowy – kończył burmistrz. – Mam nadzieję, że to przykre doświadczenie wzmocni nas wszystkich.
Burmistrz dodał, że budżet zostanie uchwalony, ale już teraz wiadomo, że w ciągu roku będzie on modyfikowany w dół.
NATALIA ŻURALSKA
Współwłaściciel
„Lech-Drobu”
BOGUSŁAW LECH
podczas sesji
Rady Miejskiej w Zalewie
przybliżył najbliższe
plany związane z firmą
Burmistrz Zalewa
MAREK ŻYLIŃSKI
zdaje sobie sprawę,
że nie tylko ludzie bardzo
ucierpią na skutek pożaru,
ale także budżet gminy
Zalewo. Wnętrze zakładu „Lech-Drób” spłonęło doszczętnie.
Zawalił się też dach hali i jego konstrukcja
Zalewo. Pożar gasiło 20 jednostek straży