Pani Renata z Iławy zgłosiła się na iławski SOR z bólem brzucha. Wykonano jej badanie krwi i moczu. Podano kroplówkę i wypisano do domu z zaleceniem jedzenia karczocha w tabletkach. Stan zdrowia kobiety jednak się pogarszał, więc następnego dnia pojechała do prywatnej kliniki w Mszanowie, by wykonać badanie USG. Została tam na dłużej, bo konieczne było wykonanie operacji ratującej życie. Teraz pani Renata domaga się od NFZ zwrotu kosztów leczenia. Co na to iławski szpital? Rzecznik placówki milczy.
Koszmar pani Renaty rozpoczął się 6 września rano.
– Miałam zaprowadzić wnuczkę do przedszkola, ale nie byłam w stanie – mówi nam kobieta. – Wytrzymałam do godziny 14. Wtedy przyjechały córki i zabrały mnie na Szpitalny Oddział Ratunkowy w Iławie. W wypisie nie wiedzieć czemu wpisano, że przebywałam na oddziale od 15:54, ale już mniejsza o to.
W IŁAWIE
Jak mówi pani Renata, na samym wejściu została niemile potraktowana.
– Obecny tam lekarz na mój widok zapytał, co się dzieje, a kiedy usłyszał, że boli mnie brzuch to miał pretensje, że nie poszłam do lekarza rodzinnego, tylko tu – mówi kobieta. – Co ciekawe, ja byłam już nawet zarejestrowana do lekarza na 17:30, ale po prostu nie mogłam już wytrzymać z bólu, więc co miałam zrobić? Poza tym miałam brzuch jak balon, co nie było normalne. Czułam, że dzieje się coś naprawdę niedobrego.
Panią Renatą zajął się doktor Stanisław Gral.
– Zlecił wykonanie badania krwi i moczu – mówi kobieta.
Pacjentka po kroplówce poczuła się nieco lepiej.
– Zdecydowano, że mogę wrócić do domu – kontynuuje pani Renata. – Czekaliśmy na wypis 2 godziny, bo nie było prądu w szpitalu. Napisali w nim, że mam zapalenie żołądka i dwunastnicy. Nie wiem, na jakiej podstawie tak stwierdzono. Zalecono mi też jedzenie karczocha w tabletkach. W domu około pierwszej w nocy rozpoczęły się wymioty. Męczyłam się, ale powiedziałam sobie, że wytrzymam i zgłoszę się do lekarza rodzinnego.
Kobieta rano poszła do przychodni „Zdrowie”.
– Akurat moja pani doktor była na urlopie – opowiada. – Po około 2,5 godziny czekania w kolejce przyjął mnie doktor Zygmunt Tomaszewski, który przepisał mi czopki przeciwwymiotne. One również nic nie dały. Byłam coraz słabsza. Ból brzucha się nasilał.
W MSZANOWIE
Córki pani Renaty ustaliły, że wykonanie badania USG najszybciej będzie możliwe w Mszanowie na Prywatnym Oddziale Chirurgicznym.
– Przyjęto nas tam tego samego dnia – mówi kobieta. – Po wykonaniu badań stwierdzono całkowitą niedrożność jelita cienkiego spowodowaną zrostem. Konieczna była operacja ratująca życie. Jeszcze parę godzin i mogło być po mnie. Usłyszałam, że i tak mam bardzo silny organizm, skoro tyle wytrzymałam.
Kobieta spędziła na oddziale 6 dni, płacąc za to 4 tysiące złotych. Rodzina ma żal do iławskiego szpitala, że nie wykonano badania USG i nie rozpoznano problemu.
– Przepracowałam 36 lat. Nie wiem, po co płaci się składki, skoro w razie potrzeby i tak trzeba szukać pomocy w prywatnych klinikach – mówi kobieta. – W Mszanowie było zupełnie inne podejście do pacjenta. Nie wiem dlaczego. Przecież w iławskim szpitalu lekarze też nie pracują za darmo, więc powinni tak samo się starać.
19 września poprosiliśmy rzecznika Tomasza Więcka o ustosunkowanie się do zarzutów pani Renaty. Do tej pory nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi.
– Chciałabym przede wszystkim podziękować moim bliskim oraz lekarzom i pracownikom Prywatnego Oddziału Chirurgicznego w Mszanowie, dzięki którym żyję – mówi pani Renata. – Chcę też przestrzec wszystkich, którzy trafią na iławski SOR, by nie dali się zbyć tak, jak ja. Teraz razem z rodziną będę walczyć o to, by Narodowy Fundusz Zdrowia zwrócił nam koszty leczenia, a przecież to nie moja wina, że nie otrzymałam pomocy na SOR, choć tak bardzo o nią prosiłam...
KATARZYNA POKOJSKA
Panią Renatę z iławskiego SOR-u wypisano do domu
z zaleceniem jedzenia karczocha w tabletkach
Następnego dnia kobieta trafiła na
Prywatny Oddział Chirurgiczny w Mszanowie,
gdzie wykonano jej operację ratującą życie