Jaka jest rzeka Iławka? W świadomości mieszkańców Iławy egzystuje zapewne podobna i dość powierzchowna opinia na jej temat: dzika, choć raczej powolna i leniwa, błękitna wstęga biorąca początek w wodach Jezioraka nieopodal centrum miasta i wpływająca równie łagodnie w płytkie wody jeziora Dół na obrzeżach grodu.
To w jego granicach bowiem dalej rzeka skręcając na południe, wije się wśród podiławskich lasów, by po kilkunastu kilometrach skończyć swój żywot w bystrym nurcie Drwęcy. To niesłusznie zapomniany i zaniedbany fragment Iławy czekający w kolejce razem z innymi dzikimi skrawkami miasta na sensowne zagospodarowanie. Pozornie nieciekawy i nieatrakcyjny, po bliższym z nim się zaznajomieniu przynosi całkiem atrakcyjne przeżycia krajoznawcze, które mogłyby być o wiele przyjemniejsze, gdyby...
No właśnie. Brak jakiegokolwiek zagospodarowania. A przecież nie jest ona jedynie martwą i bezużyteczną nitką łączącą Jeziorak z Drwęcą. Pływają tamtędy kajakarze (bywają spływy nawet do Morza Bałtyckiego!) czy miejscowi wędkarze. Sam również kajakiem przemierzałem jej wody kilkakrotnie i mogę stwierdzić, że za każdym razem były to wyprawy, którym towarzyszył dreszczyk ekscytacji i aura turystycznej przygody.
PODWODNE ŹRÓDŁO
Trasa zawsze brała początek na jednej z przystani na Jezioraku. Po krótkiej chwili intensywnego wiosłowania wpływaliśmy (miałem zawsze przy sobie towarzysza wyprawy) do zatoczki przy cyplu, gdzie rzeka budzi się do życia, wypływając z podwodnego źródła. Po naszej lewej stronie alejka, a za nią zabudowania po dawnym Ekodrobie, po prawej kawał dzikiej łąki, który aż się prosi, aby go jakoś ucywilizować. Pas nabrzeża ciągnący się od rzeczonego cypla aż niemal do samego mostku na ul. Dąbrowskiego to świetny teren pod budowę przystani z prawdziwego zdarzenia, o której planach powstania mówi się w Iławie od dłuższego czasu. Jeśli ratusz poważnie myśli o tej inwestycji (miejmy taką nadzieję), powinien brać pod uwagę również i ten skrawek iławskiego nabrzeża.
Za mostkiem koryto znacznie się zawęża, a my oglądamy migające spoza pasa zielonego buszu ogródki i domki jednorodzinne. Na tym odcinku woda jest jeszcze dosyć czysta – jesteśmy wszakże wciąż niedaleko od źródła. Doskonale widać kamienisto-piaszczyste dno. Nagle głębokość mocno wzrasta – przed nami małe rozlewisko, które upodobały sobie kacze oraz łabędzie rodziny. Jesteśmy mniej więcej na wysokości ulicy Jagiellończyka.
Za rozlewiskiem łagodny skręt w lewo, później w prawo. Koryto jest teraz szersze, a woda głębsza, choć nadal można bez problemu odepchnąć się wiosłem od dna. Naszą uwagę zwracają wykopane po prawej stronie krótkie kanaliki służące jako dopływ do stojących nad nimi hangarów. Przez chwilę czujemy się jak poza miastem – wysokie trzciny zasłaniają szare bloki na ulicy Kościuszki, a drugi brzeg wita nas wielką połacią zazielenionych łąk...
WIELKIE ROZLEWISKO
Do pokonania dwa ostre zakręty – pierwszy w prawo, drugi w lewo, a za nimi jeden z piękniejszych momentów wyprawy. Na swój prywatny użytek nazwałem go „wielkim rozlewiskiem”. Rzeka rzeczywiście bardzo się rozszerza, a przed dziobem kajaka ukazuje nam się niezwykły widok: przepiękny, mieniący się wieloma odcieniami zieleni, podwodny „dywan”. Po chwili wpływamy na to cudeńko natury i z bliska obserwujemy ukryty przed wzrokiem ulic miasta tajemniczy, schowany pod lustrem wody, świat. Labirynt wodorostów i kwiatów dotyka samej powierzchni, przebijając miejscami ponad nią, jakby chcąc złapać trochę oddechu. Mamy wrażenie, jakbyśmy sunęli po tym „dywanie” jak narty suną po śniegu, odpychając się od niego wiosłami zamiast kijków. Woda jest tu naprawdę przejrzysta, a nurt bardzo słaby, dlatego można rozkoszować się tym widokiem przez długie chwile. No i najlepiej trafić tu na słoneczną pogodę, ponieważ tylko wtedy promienie w pełni wyeksponują piękno podwodnej roślinności. To miejsce niezwykłej urody – dziewiczy fragment miasta w samym prawie jego centrum.
Dalej Iławka skręca łagodnie w prawo, rozgałęziając się na dwie odnogi. W prawą nawet nie mamy po co wpływać, gdyż niedaleko kończy się jako ślepa, nie dosięgając fasady młyna i zarastając... Celujemy zatem w lewą. Przed nami most na ulicy Ostródzkiej, lecz zanim pod nim przepłyniemy, musimy pokonać rosnące przed nim gęste zarośla poważnie torujące nam drogę. Uff... udało się, choć byliśmy zmuszeni odpychać się od trzcin i przez chwilę myśleliśmy, że utkniemy w tym gąszczu...
MOST I ZAPORA
Uwaga na głowy – betonowy strop mostu złowrogo przeleciał ponad nami i... trzeba wysiadać! Lecz wbrew pozorom to nie koniec podróży – czeka nas tylko przenoska kajaka. Winę za to ponosi niewielka zapora, regulująca przepływ wody. A więc ekwipunek do plecaków, kajak pod pachy i na piechotę jakieś 40 metrów.
Za zaporą woda spiętrza się efektownie, przez chwilę udając górski potok. Kierując wzrok ku prawej stronie, dopada nas refleksja nad popadającym w ruinę starym młynem, który wyczekuje na swoje drugie życie. Szkoda, że prywatny właściciel wycofał się z planów jego wyremontowania. Szkoda również ze względu na kajakarzy, którzy mogliby korzystać z ewentualnej bazy turystycznej, traktując młyn jako ciekawy obiekt na trasie spływu...
Po krótkim pobycie na stałym lądzie wracamy do wody. W tym miejscu kolejny apel do władz o ułatwienie życia wodniakom: ponowne zejście z kajakiem do rzeki jest tak utrudnione, że trzeba wykazać się nie lada sprawnością fizyczną, aby bezpiecznie i bez problemu zwodować pojazd, walcząc ze stromym brzegiem i prowizorycznym pomostem... No ale nam się udało, mamy więc satysfakcję niemalże jak pionier podróżnik mocujący się z siłami natury.
JEZIORO IŁAWSKIE
Kolejny odcinek należy niestety do najmniej ciekawych – ponure, strome brzegi zasłaniają światło i rzeka robi na nas dość przygnębiające wrażenie... Po chwili jednak zbocza łagodnieją, rozwidnia się, a my tym razem musimy uważać na mieliznę, porośniętą znowu gęstymi trzcinami. Jeszcze parę metrów i jesteśmy na największym z dotychczasowych rozlewisk, a właściwie jeziorze, bowiem nieoficjalna nazwa tego akwenu brzmi: Jezioro Iławskie, mimo że niekiedy nie nazywa się go w ogóle lub po prostu mówi: jezioro za cmentarzem. Silniejszy powiew wiatru formuje lekkie fale, a powietrze wypełniają zuchwałe pokrzykiwania wodnej, ptasiej braci. U krańca jeziora znów natrafiamy na spotkane wcześniej czarujące, podwodne łąki, jednak schowane za chmurami słońce nie wydobywa już z nich tego uroku, więc nie zatrzymując się, płyniemy dalej.
Rzeka ponownie przybiera kształt wąskiego koryta. Mijamy urządzoną na dziko plażę i unosimy wzrok wyżej, podziwiając wznoszący się ponad naszymi głowami zabytkowy już łuk mostu kolejowego. Pod mostem można wydzierać się, ile dusza zapragnie – w pobliżu nie widać przedstawicieli gatunku homo sapiens, a zjawisko akustyczne w postaci echa robi naprawdę duże wrażenie. Przez chwilę płyniemy jakby w płytkim wąwozie, niestety ponownie walcząc z rzecznymi chaszczami. Przepływamy pod przęsłem nowego mostu drogowego (obwodnica wschodnia), za którym rzeka bierze ostry zakręt w lewo. Na wzgórzu po lewej stronie niewielki fragment lasu (za raz za nim widzimy nowo budujące się osiedle domów jednorodzinnych, zwane „Słonecznym”), a po prawej wysoka skarpa uwieńczona pasem ogródków działkowych.
JEZIORO DÓŁ
Nurt zwalnia, staje się leniwy, powolny, rzekłbym nawet: dostojny. Badam dno – zamiast piasku i kamieni, coraz więcej mułu i poskręcanych korzeni. Iławka rozszerza swoje ramiona, zachłannie zagarniając coraz więcej lądu. Pomarszczona tafla wody i coraz głośniejszy pomruk trzcin wywołany powiewami wiatru zwiastują bliskość jakiegoś kolejnego, większego akwenu. Staje się to oczywiste, kiedy po minięciu niewielkiego przewężenia wpływamy na wody właściwego jeziora Iławskiego (potoczna nazwa: Dół), a konkretnie w jedną z jego odnóg. Charakterystyczną cechą tej części jeziora jest bardzo mała głębokość – płynąc środkiem, na odcinku kilkuset metrów obserwujemy pod nami muliste dno. Uwaga na wywrotkę – moglibyśmy być w nie lada opałach! W tym miejscu występuje też niezliczona ilość nenufarów, aż czuć w powietrzu ich intensywną woń. Natomiast brzegi nie robią tutaj większego wrażenia, ot zwyczajne pola uprawne łagodnie schodzące ku tafli jeziora, a z drugiej strony swobodnie porozrzucane drzewa i krzewy.
Uwagę przykuwa co innego – widoczna przed dziobem cieśnina, a za nią szerokie wody centralnego akwenu z migającymi w oddali zabudowaniami wsi Dół. Za cieśniną odkrywamy jeszcze niewielką wysepkę, na której na jednym z drzew urządzono sobie skocznię do wody pod postacią grubej liny zwisającej z gałęzi.
Jezioro Dół posiada jeszcze kilka innych odnóg. Aby ponownie wpłynąć na szlak kajakowy do Drwęcy, należy skierować się na południe. Uwaga na lewy brzeg! Wypływ rzeki Iławki z jeziora jest słabo widoczny i możemy się chwilę natrudzić, żeby go znaleźć. Oznakowanie szlaku może być zasłonięte wysokimi trzcinami i krzewami.
My jednak nie płynęliśmy dalej, by przed zachodem słońca zdążyć powrócić do przystani w Iławie. Nasza powrotna podróż bardziej przypominała regaty wioślarskie niż niespieszną, beztroską turystykę kajakową. Zmęczeni, lecz zadowoleni i bogaci w nowe wrażenia, dobiliśmy do bazy.
MARCIN FALKOWSKI
Most kolejowy nad rzeką Iławką.
Na pierwszym planie autor fotoreportażu
Ptasia, a dokładnie łabędzia toaleta
nad rzeką Iławką