Wariat z ogromnym impetem uderza w jadącą na rowerze 14-letnią dziewczynkę. Zatrzymuje się na słupie. Wysiada z auta i ucieka, pozostawiając cierpiące dziecko. Waldemar D. już przed wypadkiem miał zakaz prowadzenia pojazdów.
14-letnia Ewelina Goniszewska wracała z cmentarza do domu. Była od niego już tylko kilkadziesiąt metrów.
JECHAŁ SZYBKO
– Siostra była zapalić znicz na grobie mamy, która zmarła, jak ona miała 5 lat – mówi Tomasz Goniszewski, brat Eweliny. – Wracała polną drogą do domu. Już miała skręcić w szosę prowadzącą na nasze podwórko, gdy ten szalony człowiek w nią uderzył.
– Wszystko to widziałem, bo jechałem blisko za nią – mówi pan Zbyszek, sąsiad Goniszewskich. – Jechała środkiem, ale gdy zauważyła, że tam dalej z górki jedzie samochód, zjechała do prawej strony. Ja też go widziałem. Pędził jak jakiś wariat. Wjechałem na swoje podwórze, a chwilę potem usłyszeliśmy tylko huk.
ROWER, A POTEM ONA
– Stałem na podwórku, przodem do szosy – mówi Darek, syn pana Zbigniewa. – Najpierw ten huk, a potem zobaczyłem w powietrzu lecący rower, a za nim…
...lecącą w powietrzu dziewczynkę, która upadła tuż ich płocie.
– Gdyby nie ten słup telekominkacji, to kierowca by się w ogóle nie zatrzymał – dodaje sąsiad Goniszewskich.
– Od razu żeśmy podeszli – mówi dalej pan Zbigniew. – On wyszedł z samochodu, miał w ręku komórkę i gdzieś dzwonił. Chyba do ojca. Syn zaczął krzyczeć „ratunku, ratunku!”. Znajomy był obok na polu i miał komórkę, więc zadzwonił na policję. Nie można było dzwonić ze stacjonarnego, bo on wyrwał ten cały słup telefoniczny! Ja cały czas za nim szedłem i mówię do niego: „Coś ty człowieku narobił, coś ty zrobił!” Ale on uciekał. Znałem go. Wsiadłem w samochód i pojechałem do jego domu. Tam go jednak nie było.
LEŻAŁA POD AUTEM
– Siostra miała głowę pod tyłem jego samochodu – opowiada Tomasz Goniszewski. – Była cała we krwi. Przyjechało pogotowie i policja. Lekarz powiedział, że cud, że w ogóle żyje.
– Z taką siłą ją uderzył – dodaje Darek. – Spadła jakieś 40 metrów od miejsca uderzenia. Pruł jak wariat po tej piaszczystej drodze.
– Jak on mógł ją zostawić tak bez pomocy? On zna przecież dobrze moją Ewelinę... – duma ojciec dziewczynki Ryszard Goniszewski.
Ewelina czeka w iławskim szpitalu na operację. Ma złamane obydwa obojczyki, zmiażdżoną rękę i stłuczone udo.
ZGŁOSIŁ SIĘ SAM
Wypadek miał miejsce 6 czerwca około godziny 21. Waldemar D. zgłosił się na posterunek policji w Iławie o 1:30. Prawie pięć godzin po zdarzeniu – wg danych policji to czas wystarczający na spalenie ok. 1 promila alkoholu.
Sąd zdecyduje teraz, z jakiego paragrafu sądzić sprawcę. Najwyższy wymiar kary to 12 lat więzienia.
– Nawet go nie aresztowali, a to recydywista – wytyka błędy prokuraturze ojciec Eweliny. – Próbował podstawić swego brata jako kierowcę. Mataczyli.
– Prokuratura zastosowała poręczenie majątkowe i dozór policyjny: Waldemar D. dwa razy w tygodniu będzie stawiał się na komendę policji – wyjaśnia Jan Wierzbicki, zastępca prokuratora rejonowego w Iławie. – W tej sytuacji nie zachodziła obawa matactwa. Nie było wątpliwości co do tego, kto kierował tym autem.
NIE MÓGŁ KIEROWAĆ
36-letni Waldemar D. prowadzi firmę mechaniki pojazdowej w Lubawie. Jakiś czas temu sąd za jazdę po pijanemu pozbawił go prawa jazdy i wydał zakaz kierowania pojazdami mechanicznymi w terminie do 28 lipca tego roku.
Ale nie tylko ten zakaz obowiązywał D. – w jego aktach jest także inna data – 9 sierpnia br., którą sąd iławski wyznaczył jako termin obowiązującego zakazu prowadzenia pojazdów.
JOANNA MAJEWSKA
Darek widział jak leciał rower, a potem zobaczył lecącą Ewelinę
– Sprawca powinien siedzieć
w areszcie – mówi Ryszard
Goniszewski, ojciec 14-latki.
– To potwór jest nie człowiek!
Rozmowa z WALDEMAREM D. – sprawcą wypadku
Żałuję...
JOANNA MAJEWSKA:
– Dlaczego wsiada pan za kółko mimo podwójnego zakazu sądowego?
WALDEMAR D.
– Dowiadywałem na policji, do kiedy mam te zakazy i mówili mi, że do 10 kwietnia, więc mogłem już jeździć.
– Czemu zatem jeździł pan wciąż polnymi drogami do pracy w Lubawie?
– Mam już naprawdę dosyć przesłuchań. Wszystko powiedziałem policji i prokuraturze. Żałuję tego, co się stało. Odwiedzam Ewelinę w szpitalu. Przeprosiłem ją.
– Dlaczego nie udzielił pan pomocy Ewelinie, uciekając z miejsca wypadku?
– Nie wiem dlaczego odszedłem, ale dzwoniłem na policję ze swojej komórki. Potem chyba straciłem świadomość i obudziłem się po kilku godzinach przed swoim domem. Wtedy zgłosiłem się na policję.
– Pił pan wcześniej?
– Nie chcę już o tym mówić.
– Jak szybko pan jechał?
– Jakieś 40-50 km na godzinę. Na pewno nie szybciej. Proszę mi wierzyć, że bardzo tego żałuję.