Logo Kurier Iławski

Pierwsza strona
INFORMACJE
Opinie
Kurier Zdrowia i Urody
Papierosy
CENNIK MODUŁOWY
Ogłoszenia drobne
Ogłoszenia modułowe
Stopka
Wyszukiwarka
FORUM

Opinie
Dumne cztery pokoje burmistrza (oklaski)
Dekalog dla wyspy Wielka Żuława
Sezon na grzyby
Po co segregować odpady? Egzamin z dyscypliny
Czy teraz lubi się wracać do szkoły?
LGBT w radzie miejskiej Iławy?
Pozostały tylko obietnice
Epidemia paradoksu
Połowa wakacji minęła, nastroje raczej słabe
Burmistrz zamyka amfiteatr i ma spokój!
Nic się nie stało. Jedziemy!
Ciemność widzę!
Turystów może to nie irytować?
Śmieci nasze powszednie
Dziennik końca świata (7). Powrót do normalności
Ulica księcia Surwabuno
Ewa Wiśniewska, czyli „Powrót Smoka”
Na młode wilki obława…
Serdeczny szwindelek
Szkoda nas na szaszłyki, dlatego chłodźmy głowy!
Więcej...

Opinie

2009-09-02

Kolejka do życia


Operacja się powiodła, ale pacjent nie przeżył. Taki dowcip od lat towarzyszy lekarzom i pacjentom w Polsce. Żart powinien śmieszyć, choć nikomu nie jest do śmiechu. Lekarze muszą leczyć, bo mają misję, a pacjenci oddają się w ich ręce, żeby wyzdrowieć. Na ogół jednak brakuje na to pieniędzy, dlatego życie ludzkie stało się kłopotliwym towarem, który podobno jest bezcenny.


Tomasz Reich


Padał deszcz. Musiało nawet bardzo mocno lać. Ale nikogo już nie dziwi to, bo przecież pogoda już dawno oszalała, podobnie jak cały świat. Adam jednak założył płaszcz i postanowił wyjść z domu. Ile mam czekać? Zapytał samego siebie i zabrał ze sobą parasol. Basia siedziała w kuchni i zaprawiała owoce w słoje, żeby były na zimę. Ucieszyła się, że Adam w końcu zdecydował się pójść do lekarza, bo ciemne plamy, które miał na ręce, nie dawały jej spokoju. Ale lekarz z miejscowego ośrodka powiedział do jej męża kilka tygodni wcześniej, że od plam na skórze jeszcze nikt nie umarł.

– Jak się to panu nie podoba, to idź pan prywatnie do chirurga i je wytnij sobie. My z funduszu czyichś zachcianek nie kasujemy – powiedział lekarz. – Na takie coś to szkoda mojego czasu.

– To proszę chociaż o skierowanie, żeby ktoś to zobaczył. Panie doktorze, bardzo proszę – powiedział Adam.

– Raczy pan żartować? Skierowanie na takie nic? Do kogo? Żebym się na śmieszność wystawił przed kolegami. Panie Piotrowski, nie mogę tego zrobić, bo są poważniej chorzy ludzie.

Adam był podłamany, wyszedł z gabinetu i wrócił do domu. Basia wiedziała, że jej mąż naprawdę się źle czuje, a plamy na skórze nie pojawiły się z powietrza. Długo przekonywała męża do tego, żeby pojechał do Olsztyna na onkologię, bo w końcu nie miał nic do stracenia. Sama się dowiedziała, że mąż może tam iść tak po prostu z ulicy. Nic dziwnego, że nakłonienie Piotrowskiego do wyjazdu do wojewódzkiego miasta zajęło jej aż miesiąc. Mąż w końcu się ugiął i w deszczowy poranek wyszedł na iławski dworzec. Po kilkudziesięciu minutach mężczyzna znalazł się na obskurnym peerelowskim dworcu w Olsztynie. Nadal padało, ale Adam wiedział, że musi dojechać do szpitala na konsultację. Przez głowę przebiegła mu nawet głupia myśl, że być może tak naprawdę nic mu nie jest i doktor Kowalski miał rację. Może to tylko jakieś przebarwienie skóry. W końcu nie jest już pierwszej młodości i jego organizm nie funkcjonuje jak przed laty.

W szpitalu były tłumy ludzi, ale Piotrowski wiedział, że musi się podporządkować i czekać tyle godzin, ile mu każą. W końcu do szpitala przyjechał w ciemno i bez skierowania. Adam zresztą przez lata był zahartowany w czekaniu, bo pół dobytku wystał w kolejkach za PRL-u. Mniej więcej po pięciu godzinach wysiadywania w długim i ciemnym korytarzu zawołali w końcu Piotrowskiego do gabinetu. Trochę się zawahał, bo lekarz był zmęczony i niechętnie z nim rozmawiał. Po kilku minutach jednak sięgnął po telefon i zawołał do sali swoją koleżankę, żeby obejrzała plamy na ręce Adama.

– Od kiedy pan to ma? – zapytała kobieta.

– Jakoś od dwóch lat. Pytałem lekarza w Iławie, ale on mnie odesłał do domu. Powiedział, że nic mi nie jest – próbował się nerwowo tłumaczyć Adam.

Lekarze jednak patrzyli na przestraszonego Piotrowskiego ze zrozumieniem. Po raz pierwszy ktoś w ogóle nim się zainteresował.

– Dobrze, że pan do nas przyjechał. Czy ma pan ze sobą jakieś rzeczy? Musi pan zostać w szpitalu. To są zmiany nowotworowe i trzeba je natychmiast operować – powiedziała lekarka.

– Rak?! Czy teraz umrę? – odpowiedział Adam.

Operacja się powiodła. Żeby wyciąć nowotwór, lekarze usunęli mężczyźnie z prawej ręki dość pokaźny płat skóry. Później próbowali na miejsce ubytku dokonać przeszczepu. Tego jednak nie udało się zrobić skutecznie. Po trzech dniach zresztą po operacji transplantacji skóry lekarze odesłali Piotrowskiego do domu, bo przecież chorych jest więcej. Basia odetchnęła w końcu trochę z ulgą, ale niepokoiła ją rana, która przez kolejne miesiące w ogóle się nie goiła. Olsztyńscy lekarze rozkładali ręce i nie wiedzieli, co dalej mają z tym zrobić.

– Próbowaliśmy pana leczyć, ale tak naprawdę to nie wiemy, co dalej robić – powiedział lekarz. – Nie leczyliśmy takich przypadków. Ale jeśli pan się tylko źle poczuje, to proszę nas odwiedzać.

Po roku jednak w życiu Piotrowskiego nic się nie zmieniło na lepsze. Rana nie chciała się goić, a kolejni lekarze odsyłali go donikąd. Nic dziwnego, że Adam tracił nadzieję, iż kiedykolwiek wyjdzie z choroby. Poprosił nawet syna z Warszawy, żeby załatwił mu płatną wizytę u specjalisty, ale Maciej powiedział ojcu, że nie zna się na tym kompletnie i nie wie nawet, gdzie pytać. Choroba ojca nie dawała mu jednak spokoju, podobnie jak całej rodzinie. Pewnego wieczora z otwartej rany popłynęła krew i Piotrowski znowu trafił do iławskiego szpitala, w którym dyżurujący lekarz powiedział, że chorymi na raka nie mogą się zajmować.

Tej nocy Maciej siedział przed komputerem i kończył projekt do pracy. Wtedy też dowiedział się od matki, że ojciec jest w szpitalu. Młody Piotrowski był bezradny i bezmyślnie napisał o tym na swoim profilu na portalu internetowym Facebook. Po minucie napisał do niego kolega z Argentyny, który osiem lat wcześniej porzucił polski szpital w Warszawie i zamieszkał daleko od kraju. Maciek opowiedział mu całą historię i poprosił go o pomoc. Tak też się stało. Robert podał mu numer telefonu do swojego kolegi Marka Nowackiego w Warszawie i powiedział, żeby się z nim skontaktować. Po dwóch dniach Adam Piotrowski znalazł się w stołecznym szpitalu. Nowacki przejrzał dokumentację choroby.

– Prawdopodobnie nowotwór złośliwy, czyli na niby pana leczyli? Musimy pana operować, bo jak tak dalej pójdzie, to będzie miał pan przerzuty – powiedział lekarz.

– Próbowałem się leczyć. Walczyłem o życie – tłumaczył się Adam.

– Doskonale pana rozumiem. Ważne, że pan trafił do nas. Teraz już nic panu nie grozi. Nie musi pan już walczyć o własne życie.

Piotrowski po kilku miesiącach wrócił do Iławy. Całkiem zdrowy. Przekonał się na własnej skórze, że najlepiej liczyć na samego siebie, bo nawet lekarze są tylko ludźmi i nikomu nie będzie zależało na cudzym życiu jak temu, który o nie walczy.

TOMASZ GÜNTHER REICH

  2009-09-02  

Z komentarzami zapraszamy na forum
Wróć   Góra strony
106703896



REDAKCJA:
redakcja@kurier-ilawski.pl


Zaproszenia: co, gdzie, kiedy?
informator@kurier-ilawski.pl


Biuro Ogłoszeń Drobnych:
ogloszenia@kurier-ilawski.pl


Biuro Reklamy:
reklama@kurier-ilawski.pl


Kronika Towarzyska:
kronika@kurier-ilawski.pl






Pierwsza strona | INFORMACJE | Opinie | Kurier Zdrowia i Urody | Papierosy | CENNIK MODUŁOWY | Ogłoszenia drobne | Ogłoszenia modułowe
Stopka | Wyszukiwarka | FORUM | 
E-mail: redakcja@kurier-ilawski.pl, reklama@kurier-ilawski.pl, ogloszenia@kurier-ilawski.pl
Copyright © 2001-2024 - Kurier Iławski. Wszystkie prawa zastrzeżone.