„Zbliżają się wakacje, o których marzę, bo to czas urlopowy. Robimy z mężem, jak co roku, plany ulepszenia naszego przydomowego ogródka, jakieś sprzątania, naprawy, jednym słowem to, co nazbierało się przez cały rok, a dopiero wraz z urlopem będzie mogło zostać zrealizowane. Nie różnimy się zbytnio od innych rodzin, które mieszkają w swoim domku. I wszystko byłoby bardzo dobrze, gdyby nie perspektywa przyjazdu starszej siostry męża z rodziną.
Katarzyna Echt: Psycholog radzi
Już się zapowiadają na lipiec, wtedy, kiedy my planujemy urlop. Dwa lata temu też przyjechali i tamte dwa tygodnie wspominam jako udrękę. We własnym domu czułam się jak służąca na posyłki, ograniczona we wszystkim, bo mój dom zaczął się kręcić wokół Jaśminy i jej rodziny. Nie wspomnę, że jest ich czworo, co oznacza cztery pościele, ręczniki, cztery posiłki więcej, które rzecz jasna ja przygotowuję, a później ja zmywam. Kiedy wreszcie wyjechali czułam się bardziej zmęczona niż po całym roku pracy. A przecież to jest mój urlop! Nie chcę robić mężowi przykrości, bo to jest jego siostra, ale nie chcę tej wizyty i już. Tylko jak jej to powiedzieć? Jeszcze tego nie zrobiłam, a już mam wyrzuty sumienia” – żali się Elżbieta.
Nawet o gościach, których zapraszamy mówi się, że dwa razy sprawiają nam radość: kiedy przyjeżdżają i kiedy wyjeżdżają. Cóż dopiero mówić o gościach niechcianych! Oni wcale nam radości nie sprawiają. Tylko co ich to obchodzi?
Podobno każdy gość jak ryba, po trzech dniach zaczyna brzydko pachnieć. Jest jeszcze parę równie trafnych spostrzeżeń dotyczących gości. Tymczasem Jaśmina jest przykładem osoby, która nie zna przysłów ludowych lub uważa, że jej one nie dotyczą.
Serdecznie współczuję całej Waszej rodzinie najazdu rodzinki. Mieszkanie w atrakcyjnej miejscowości niestety często staje się uciążliwe właśnie z powodu krewnych i znajomych. Co z tym fantem zrobić?
Opisana przez Ciebie, Elu, sytuacja jest przykładem naruszania cudzego terytorium. Asertywiści nazywają to nawet intruzją na cudze terytorium. Tak właśnie nazywa się nieuzgodniony przyjazd do cudzego domu i traktowanie gospodyni domu jak służącej. A bronić się nie tylko można, ale nawet trzeba przed takimi gośćmi.
Proszę zwróć uwagę, że napisałam „takimi” a nie „tymi” gośćmi. Może się przecież zdarzyć, że siostra Jaśmina odwiedzi Was na wyraźne zaproszenie, w wyznaczonym przez Was terminie im na czas, który Wy uznacie za właściwy. Taka idealna sytuacja może wyglądać na przykład tak. Dzwoni Jaśmina:
„Witaj Elu, dobrze że cię zastałam. Wybieramy się całą czwórką do Was w czasie wakacji. Powiedz tylko, kiedy bierzesz urlop. Na prawdę poprzednim razem było fantastycznie. Odpoczęliśmy lepiej niż na wczasach”.
Prawdopodobnie tak jakoś mówiła Jaśmina. I ma prawo prosić Cię o co tylko chce! Sęk w tym, że Ty Elu masz prawo się nie zgodzić! Twoja odpowiedź mogłaby brzmieć jakoś tak:
„Cieszę się, że poprzednim razem Ty wypoczęłaś. Niestety, ja nie mogę powiedzieć tego samego. Dlatego w tym roku postanowiłam spędzić urlop tylko z najbliższymi. Mogę jednak zaprosić Cię już teraz na Święta Bożego Narodzenia. Spędzimy razem trzy dni w gronie całej rodziny”.
I jak Ci się to Elu podoba? Oczywiście może się zdarzyć, że Jaśmina się obrazi. Oznaczałoby to, że traktuje Was jak darmowy hotel z darmową obsługą, że nie ma dla Was szacunku i jest nastawiona na wykorzystywanie. Sama powiedz czy w takiej sytuacji będzie Ci jeszcze zależało na utrzymywaniu z nią kontaktów?
Żyjemy w kraju, gdzie gościnność jest cnotą narodową. Mówimy przecież, że „Gość w dom, Bóg w dom”. Niestety nie raz już słyszałam parafrazę tego przysłowia: „Gość w dom, Bóg wie, kiedy pójdzie”. Oznacza to, że nie potrafimy chronić własnych domów przed niechcianymi gośćmi. A wystarczy uważnie posłuchać siebie.
Każde spotkanie jest swoistym kontraktem. Za każdym razem ustalamy czy w ogóle chcemy spotkania z tą właśnie osobą? Jeśli tak, to w jakim czasie ma się odbyć nasze spotkanie oraz gdzie się spotkamy? Jako czwartą okoliczność ustalamy cel spotkania, czyli po co właściwie mamy się spotkać?
Różni ludzie chcą od nas zaangażowania w ich sprawy, nie pytając o nasze chęci. I znowu przychodzi tym wykorzystywaczom na pomoc nasza ludowa tradycja, która podsuwa, że „nie odmawia się proszącemu”. W ten sposób wychowani, jesteśmy skłonni dbać o cudze dobro, a nie o własne. Kompletne nieporozumienie. Gdyby każdy umiał zadbać o swoje dobro, to wszyscy bylibyśmy zadbani!
Wracając do siostry Jaśminy mogę wyrazić pogląd, że ona potrafi zadbać o swoje interesy. Szkoda tylko, że Ty Elu dotąd nie potrafiłaś. Dlatego Jaśmina była u Was w domu przez dwa tygodnie, ponieważ sami jej na to pozwoliliście.
Zastanawiam się również nad Twoim poczuciem bycia służącą we własnym domu. Zrozumiałam z Twojego listu, że usługiwałaś gościom przez cały czas. Jak to się stało, że się nie zbuntowałaś? Że nie podzieliłaś obowiązków domowych między wszystkich? Może nawet goście brali taką ewentualność pod uwagę, ale skoro Ty nic nie mówiłaś, to pomyśleli, że pewnie lubisz zmywać, sprzątać, gotować itd. Myślę, że warto wyciągnąć z tamtej sytuacji wnioski na przyszłość.
A na zakończenie zachęcam do sprawdzania czy ja na pewno chcę tego samego co Jaśmina i spokojnego wymówienia krótkiego, a jakże treściwego słówka „NIE”. Polecam lustro, jako najlepszy sprzęt do uczenia się odmowy: „Nie Jaśmino, nie zapraszam Was w tym roku, ponieważ sama zamierzam odpocząć”. Trzymam kciuki.
KATARZYNA ECHT
tel. 501 242-691